poniedziałek, 27 maja 2013

20. Ludzie cały czas umierają.

Krew szumiąca w uszach. Serce, które wybija swój własny rytm. Chciałam podpalić ląd. Chciałam żeby ten świat spłoną. Chciałam z gruzów starego świata zbudować coś nowego. Bez chorych ról. Bez tego ciągłego chaosu. Bez pielęgniarek, lekarzy, rodziców i wszystkich ludzi. Chciałam zapomnieć.
Byłam na siebie zła za to, ze nadal żyje. Głos w mojej głowie był wściekły. Chciał żebym to zakończyła jak najszybciej.
Coś jednak nie pozwalało mi tego zrobić. Blokada, która pojawiła się w mojej głowie.
Uścisk dłoni, który sprawił, że poczułam się bezpiecznie.
Wszystko mogło się skończyć. Wystarczyło mocniej przycisnąć ta cholerną żyletkę.
Życie przestało mieć znaczenie. Nie chciałam dłużej oddychać tym samym powietrzem co on. Nie chciałam dłużej słyszeć tego głosu za zamkniętych drzwi.
Chciałam odejść. Nawet jeśli oznaczało to przebywanie w jakimś popieprzonym zakładzie do którego teraz idealnie pasowałam.
Myśli zaczęły kłębić się w mojej głowie. Próbowałam uspokoić oddech.
Wdech, wydech, wdech wydech. Powtarzałam sobie w myślach.
Kilka dni w szpitalu. Rozmowa z Ojcem, który prosił mnie abym zastanowiła się nad terapią. Prosił? Zdecydowanie nie. To tylko miało tak ładnie brzmieć. Nadal chciałam udawać, że mu na mnie zależny. Teraz byłam tylko problem. Opowiadał mi i Anne i o tym dziecku. Było dla niego najważniejsze. Może wychowa je sobie na idealną córkę lub syna. Ja nie potrafiłam być idealnym dzieckiem.
Jakie to miało zresztą teraz znaczenie. Zgodziłam się. Wszystko wydawało się mniej skomplikowane za dużym murem. Białe ściany. Dużo leków, które wywoływały u mnie senność. Zostawili mnie w jasnym pokoju. Czułam się jakbym była naćpana. Nie zależało mi na niczym. Chciałam porozmawiać z mamą.
Ciekawe czy ktoś by zauważył gdybym zaczęła krzyczeć. Czy ktoś by usłyszał. Krzyczałam. Każdy mój nerw wołał kogoś kto zabrałby to coś z mojej głowy. Ten głos. Czasami było trudno. Coraz trudniej.
Chciałam poczuć coś innego. Miałam wrażenie,że zamiast dni mijały tygodnie.
-Emily jak się czujesz?- spokojny głos kogoś kto nazywał się psychiatrą. Pojawiło się jeszcze wiele innych określeń typu „Jestem Twoim przyjacielem”
Moim przyjacielem? Ktoś kogo znałam tak długo i uważałam za przyjaciela zniknął z mojego życia.
-Emily musisz coś powiedzieć. Dlaczego chciałaś się zabić?
-Ludzie cały czas umierają.
- Co czułaś?
-Pustkę.
-Dlaczego?
-Bo nie czułam nic. Odpowiada?- Miałam dość, chciałam wyjść. Dusiłam się- Chce stad wyjść! Zostawcie mnie! - Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam klamkę jednak jasne drzwi były zamknięte.
-Musimy porozmawiać Emily?
-Chce stąd wyjść! - Zaczęłam uderzać pięściami w drzwi.
-Co czułaś?
-Chce wyjść! Zostawcie mnie! -Traciłam panowanie nad sobą. 
Jesteś tchórzem! 
-Nie odejdź! Zostawcie mnie. 
Trzeba było się zabić
-Emily co czułaś? 
Jesteś tchórzem!
-Zostaw mnie. Poczułam jak opadam na ziemie. Głos który pojawiał się w mojej głowie powodował straszny ból. Opadłam na kolana łapiąc się za skronie.
-Odejdź! Chce stad wyjść! Proszę!
-Emily co się dzieje?
-Zabierzcie to!
Jesteś tchórzem!
-Zamknij się!
-Emily co mamy zabrać?
-Ten głos! Zabierzcie to z mojej głowy!- Krzyczałam próbując łapać oddech!
-To nie istnieje. Słuchaj mnie. Musisz słuchać mojego głosu.
-To jest w mojej głowie! Chce stad wyjść!
-Emily jesteś tylko ty i ja. Nikt Cię nie skrzywdzi. - Poczułam czyjaś dłoń na moim ramieniu.
-Jesteś tylko ty. Nikogo więcej.
Nagle wszystko stanęło jakby miejscu. Ja już nie byłam w tym gabinecie. Wspomnienia powróciły.
Miły zapach jego koszuli. Ciepły dotyk gładzący mnie po plecach. I ten spokojnie głos.
Poczułam jak serc przestaje bić w nieznanym mi rytmie. Oddech się uspokaja.
Cały spokój powrócił. Głos odszedł. Skronie przestały pulsować z bólu.
Otworzyłam oczy. Znowu byłam w tym samym jasnym pokoju. Przede mną kucał starszy mężczyzna.
-Chce wrócić do domu. -powiedziałam cicho.
-Już niedługo.
Mężczyzna pomógł mi wstać i kolejny raz siedziałam na tej durnej kozetce.
Dni mijały wolno.Każdy poranek. Pielęgniarka z lekami.  Już nawet nie wiedziałam jaki jest dzień. Siedziałam na ławce przed dużym budynkiem. Wpatrywałam się w innych ludzi.
Kilka dziewczyn nienaturalnie chudych. Jakiś chłopak nie radzący sobie z narkotykami.
Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjaś dłoń. Odwróciłam się do nieznajomego.
-Mama? Odruchowo wstałam z ławki.
-Kochanie przepraszam. Zabieram Cie do domu – Rodzicielka mocno mnie przytuliła.
Później wszystko zaczęło dziać się jakby szybciej. Mama bardzo wiele razy mnie przepraszała. Prawie płakała. Powiedziała, ze już więcej nie pozwoli na coś takiego.
Nie miałam już siły na krzyki, czy płacz. Miałam dość tych kłamstw. Chciałam jednak wrócić do domu.
Przekroczyłam próg miejsca, które nazywałam domem. Nie było łatwo. Było trudniej niż przypuszczałam. Wszystko przypominało mi o tamtym wieczorze.
Weszłam po schodach. Potrzebowałam zimnego prysznica. Otwierając drzwi do łazienki poczułam jak mój nadgarstek zaczyna płonąc.
Przejechałam palcem po jasnej bliźnie. Nie była głęboka, nie była duża. Powodowała jednak, że wspomnienia cały czas powracały. Była czymś co nie pozwalało zapomnieć. Tak bardzo chciałam zapomnieć.
Czasami zaufania trzeba uczyć się od nowa. Szacunku do samego siebie. Żeby zobaczyć własna twarz w lustrze i powiedzieć po prostu „jesteś idealna”. Bez szukania zbędnych niedoskonałości. Bez ciągłego obwiniania się. Chciałabym iść przed siebie wiedząc, że idę w dobrym kierunku.
Między nocą a dniem poczuć coś czego nie da się opisać słowami.
Coś co pozwoliłoby mi poczuć się sobą.
Przekroczyłam cholerny próg i zamknęłam za sobą drzwi. Cisza panująca w pomieszczeniu zaczęła mnie przytłaczać. Zdjęłam ubrania. Odkręciłam kurek. Weszłam pod prysznic. Po moim ciele zaczęła spływać zimna woda. Pozostawiała po sobie dreszcze. Moje ciało zaczęło się trząść. Sięgnęłam po ręcznik. Owinęłam ciało miękkim materiałem. Dreszcze przestały być tak dokuczliwe.
         Siedziałam w pokoju. Dopiero teraz dostrzegłam leżące na szafce obok łóżka urządzenie, które rozbiłam kilka tygodni temu. Cały inny świat przestał mieć znaczenie.
Wolałam nie wiedzieć co inni o mnie myśleli. To wywoływało u mnie mdłości.
Jedyna myśl jaka mnie pocieszała była przerwa wiosenna.
Spojrzałam na zegarek w telefonie nie zdążyłam nawet spojrzeć, która godzina. Usłyszałam krzyki z dołu. Zacisnełam urządzenie mocniej w dłoni.
-Oszalałaś! Powinna tam zostać-krzyczał mój ojciec.
-To również moja córka!
-Nie było Cię nawet gdy chciała się zabić!
Wyszłam na korytarz skąd dalej przysłuchiwałam się rozmowie. Trudno było to nazwać rozmową a jednak.
 -Już niedługo. Najwidoczniej nie radzisz sobie z nią!
-Słucham? Co masz na myśli?
-Idę jutro do adwokata.
-Ona ma już 18 lat nie możesz decydować o jej życiu!
-W zaistniałej sytuacji jako jej opiekun mogę.
Nie była cholerna lalką. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Łączyły się z woda kapiąca z moich mokrych włosów.
Zachowywałam się jak popieprzona histeryczka. Nie panowałam nad emocjami. Zacisnęłam mocniej palce na trzymanym urządzeniu. Próbowałam sobie przypomnieć co mówił terapeuta.
„Odnajdź miejsce gdzie poczujesz się bezpieczna”
Właśnie teraz go szukałam. Wyszłam z domu zostawiając za sobą głośne krzyki.
Tylko co teraz. Świat w którym tak długo nie uczestniczyłam zaczynał mnie przytłaczać.
 -Co ty narobiłaś Em? - Pytałam sama siebie.
Popatrzyłam w górę. Gwiazdy wyglądały tak pięknie. Nigdy nie potrafiłam pojąć dlaczego to w górze po prostu istnieje. Dlaczego tak jest? Po co ja w nim jestem. Po co światu taka osoba jak ja?
Nadal szłam przed siebie. Nieprzyjemny chłód przestał mieć znaczenie.
Mijałam kolejne domy i zastanawiałam się co ja robię. Gdzie idę? Doskonale wiedziałam gdzie. Jednak dalej się oszukiwałam. Chciałam wierzyć w to, że postępuje słusznie.
Zatrzymałam się przed znajomymi drzwiami. Nim zdążyłam nacisnąć klamkę ktoś zrobił to za mnie. Odskoczyłam od drzwi. Przede mną stanął Zayn. Wpatrywał się we mnie z otworzona buzią. Ja tez nie potrafiłam nic powiedzieć. Zaschło mi w gardle. Potwornie piekł mnie przełyk. Próbowałam połknąć ślinę jednak to nie pomagało.
-Cześć- wydusiłam tylko z siebie.
Zayn w dalszym ciągu stał jak zaczarowany. Zamrugał kilka razy jakby nie wierzył w to co widzi.
-Też się ciesze, ze Cie widzę. - próbowałam jakoś przerwać ta niezręczna sytuacje. Nie byłam jednak w tym mistrzem. Byłam skończoną ofiara.
Chłopak jakby ocknął się z tego transu i szybko do mnie podszedł. Poczułam jego silne ramiona przyciskające mnie do niego. Czułam bicie jego serca. Zapach jego mocnych perfum.
Przyciskał mnie tak do siebie jakby nadal nie wierzył, ze istnieje. Kolejny raz chciało mi się płakać. Powstrzymywałam się. Wiedziałam, ze nie wyszłoby to dobrze.
Odrobina ciepła spowodowała, ze moje ciało zaczęło reagować na zimne powietrze. W końcu byłam ubrana w krótkie spodenki, za dużą koszulkę i miałam mokre włosy które tak do końca nie rozczesałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam. Mój wizerunek obecnie idealnie pasował do opinii która krążyła o mnie.
-Udusisz mnie - wyszeptałam.
-Przepraszam. Nadal nie wierze, ze tu jesteś - powiedział chłopak lekko się odsuwając.
-Nigdzie się nie wybieram - próbowałam się uśmiechnąć ale chyba nie za dobrze mi to wyszło.
Zayn tylko lekko się uśmiechną i spojrzał na moje trzęsące się ciało.
-Nie wiedziałem, ze tak reagujesz na mój widok. Już jesteś cała mokra.
Właśnie w tej chwili chciałam uderzyć chłopaka bardzo mocno w ta jego pusta głowę ale uświadomiłam sobie, ze wrócił dobrze mi znany Zayn.
-Zamknij się! -Powiedziałam tylko.
-Trzymaj.- Chłopak podał mi swoja bordowa bluzę. Założyłam ja i zapięłam pod sama szyje. Do tego założyłam kaptur.
-Po co Ci telefon?- Zayn popatrzył na urządzenie w mojej dłoni.
-Nie wiem taki impuls.
-Chyba musimy pogadać czerwony kapturku.
-Jeśli musimy babciu - przewróciłam oczami. Teraz wszystko wydawało się jakby łatwiejsze. Nawet ta rozmowa.
-Przyjechałem samochodem może usiądziemy?
Przytaknęłam tylko głową. Ruszyliśmy w stronę samochodu Zayna. Chłopak otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam do środka. Chłopak pojawił się zaraz po stronie kierowcy.
-Jak się czujesz? - Przepraszam banalne. Zayn zaczął się plątać.
-Przestań! Dlaczego mamy udawać, ze nic się nie stało?
Chłopak tylko się uśmiechną
-Dobrze wiesz co się stało. Nie powiem, że jest dobrze bo nie jest. Chwilowo jest. Przynajmniej dopóki biorę leki. Takie bardzo ciekawe, kolorowe.
-Nie zacznij ćpać- powiedział chłopak chyba lekko się rozluźnił.
-Każdy ma jakieś nałogi.
-Właśnie muszę zapalić- Zayn wyciągnął paczkę fajek i zapalił jednego papierosa. Poczułam duszący dym.
-Długo mnie nie było? Co słychać?
-Niall ostatnio całe dni spędza z Amy. Louis imprezuje. Liam ogarnia studia. Harry..
- Cholera Wilk.
-Co?
-Harry.
-Harry ostatnio...
-Idzie tutaj! - serce przestało bić na kilka sekund. Patrzyłam się przed siebie. Patrzyłam się na postać, która właśnie teraz patrzyła się wprost na mnie. Poczułam dłoń Zayna na swojej ręce.
Poczułam coś czego nigdy dotąd nie czułam. Otworzyłam gwałtownie drzwi i wyszłam z samochodu. Czas stanął w miejscu. Podeszłam do zaskoczonego chłopaka i uderzyłam go mocno w twarz.
-Przepraszam- powiedział chłopak dotykając czerwonego policzka. Nie wytrzymywałam. Chciałam żeby zaczął krzyczeć. Ja chciałam krzyczeć. Nie mogłam zrozumieć tego spokoju w jego głosie.
Nie chciałam dłużej widzieć jego spokojnego wyrazu twarzy.
Chciałam zobaczyć ból. Nawet jeśli miałby być fizyczny
Próbowałam uderzyć chłopka lewa ręką jednak ten złapał mnie za nadgarstek. Poczułam silny dreszcz, który pojawił się po zetknięciu naszych ciał.
-Nie rób tego więcej. - powiedział chłopak nadal ze spokojem w głosie.
Wyrwałam rękę i stałam przed nim. Strach niepewności i miliony innych uczuć mnie paraliżowały.
-Nie byleś tego wart. Nawet teraz zachowujesz się jak cholerny dzieciak. - Powiedziałam i odwróciłam się w kierunku Zayna. Chłopak uważnie przyglądał się wszystkiemu.
 Ruszyłam w jego stronę.
-Proszę zawieź mnie do domu. Powiedziałam tylko tyle i wsiadłam do samochodu.
Zayn tylko pokręcił głowa. Wydawało mi się, że był to znak skierowany do Harrego, który jakby się ocknął. Jednak teraz zrozumiał, że nie ma to sensu. Nic nie miało jakiegokolwiek sensu. To wszystko było tak nienaturalne, sztuczne. Byłam w pewien sposób mu wdzięczna. Ja nie byłam gotowa na rozmowę z nim. Nie potrafiła mu wybaczyć. Nie wiem czy kiedykolwiek będę potrafiła to zrobić. 
Zayn wsiadł do samochodu i odpalił silnik
-Chcesz pogadać?
-Nie za bardzo.
-W takim razie okej.
Już po kilku minutach Zayn zaparkował przed moim domem.
-Jesteśmy.
-Dziękuje- powiedziałam i uśmiechnęłam się do Zayna. Ten odwzajemnił gest.
-Myślisz, ze uda się to wszystko doprowadzić do w miarę normalnych relacji?
-Myślę, że jakoś damy radę.
-Jestem popieprzona co?
-Odrobinę ale i tak Cie uwielbiam.
-Taak bardzo pocieszające.
-Zobaczymy się jutro?
-Mam nadzieję. Muszę iść. -Wysiadłam z samochodu. -Zayn?
-Tak?
-Dziękuje.
-Drobiazg Mała
-Spadaj duży- powiedziałam tylko i zamknęłam drzwi. Po chwili obserwowałam jak samochód znika z zasięgu mojego wzroku.
-Damy radę? Co? - powiedziałam sama do siebie i weszłam do domu.

Budzę się w popiele i pyle,
Powstanę tak jak feniks