Krew szumiąca w uszach. Serce, które
wybija swój własny rytm. Chciałam podpalić ląd. Chciałam żeby
ten świat spłoną. Chciałam z gruzów starego świata zbudować
coś nowego. Bez chorych ról. Bez tego ciągłego chaosu. Bez
pielęgniarek, lekarzy, rodziców i wszystkich ludzi. Chciałam
zapomnieć.
Byłam na siebie zła za to, ze nadal
żyje. Głos w mojej głowie był wściekły. Chciał żebym to
zakończyła jak najszybciej.
Coś jednak nie pozwalało mi tego
zrobić. Blokada, która pojawiła się w mojej głowie.
Uścisk dłoni, który sprawił, że
poczułam się bezpiecznie.
Wszystko mogło się skończyć.
Wystarczyło mocniej przycisnąć ta cholerną żyletkę.
Życie przestało mieć znaczenie. Nie
chciałam dłużej oddychać tym samym powietrzem co on. Nie chciałam
dłużej słyszeć tego głosu za zamkniętych drzwi.
Chciałam odejść. Nawet jeśli
oznaczało to przebywanie w jakimś popieprzonym zakładzie do
którego teraz idealnie pasowałam.
Myśli zaczęły kłębić się w mojej
głowie. Próbowałam uspokoić oddech.
Wdech, wydech, wdech wydech.
Powtarzałam sobie w myślach.
Kilka dni w szpitalu. Rozmowa z Ojcem,
który prosił mnie abym zastanowiła się nad terapią. Prosił?
Zdecydowanie nie. To tylko miało tak ładnie brzmieć. Nadal
chciałam udawać, że mu na mnie zależny. Teraz byłam tylko
problem. Opowiadał mi i Anne i o tym dziecku. Było dla niego
najważniejsze. Może wychowa je sobie na idealną córkę lub syna.
Ja nie potrafiłam być idealnym dzieckiem.
Jakie to miało zresztą teraz
znaczenie. Zgodziłam się. Wszystko wydawało się mniej
skomplikowane za dużym murem. Białe ściany. Dużo leków, które wywoływały u mnie senność. Zostawili mnie w
jasnym pokoju. Czułam się jakbym była naćpana. Nie zależało mi
na niczym. Chciałam porozmawiać z mamą.
Ciekawe czy ktoś by zauważył gdybym
zaczęła krzyczeć. Czy ktoś by usłyszał. Krzyczałam. Każdy mój
nerw wołał kogoś kto zabrałby to coś z mojej głowy. Ten głos.
Czasami było trudno. Coraz trudniej.
Chciałam poczuć coś innego. Miałam
wrażenie,że zamiast dni mijały tygodnie.
-Emily jak się czujesz?- spokojny głos
kogoś kto nazywał się psychiatrą. Pojawiło się jeszcze wiele
innych określeń typu „Jestem Twoim przyjacielem”
Moim przyjacielem? Ktoś kogo znałam
tak długo i uważałam za przyjaciela zniknął z mojego życia.
-Emily musisz coś powiedzieć.
Dlaczego chciałaś się zabić?
-Ludzie cały czas umierają.
- Co czułaś?
-Pustkę.
-Dlaczego?
-Bo nie czułam nic. Odpowiada?-
Miałam dość, chciałam wyjść. Dusiłam się- Chce stad wyjść!
Zostawcie mnie! - Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam
klamkę jednak jasne drzwi były zamknięte.
-Musimy porozmawiać Emily?
-Chce stąd wyjść! - Zaczęłam
uderzać pięściami w drzwi.
-Co czułaś?
-Chce wyjść! Zostawcie mnie!
-Traciłam panowanie nad sobą.
Jesteś tchórzem!
-Nie odejdź! Zostawcie mnie.
Trzeba było się zabić
-Emily co
czułaś?
Jesteś tchórzem!
-Zostaw mnie.
Poczułam jak opadam na ziemie. Głos który pojawiał się w mojej
głowie powodował straszny ból. Opadłam na kolana łapiąc się
za skronie.
-Odejdź! Chce
stad wyjść! Proszę!
-Emily co się
dzieje?
-Zabierzcie to!
Jesteś tchórzem!
-Zamknij się!
-Emily co mamy
zabrać?
-Ten głos!
Zabierzcie to z mojej głowy!- Krzyczałam próbując łapać
oddech!
-To nie
istnieje. Słuchaj mnie. Musisz słuchać mojego głosu.
-To jest w
mojej głowie! Chce stad wyjść!
-Emily jesteś
tylko ty i ja. Nikt Cię nie skrzywdzi. - Poczułam czyjaś dłoń
na moim ramieniu.
-Jesteś tylko ty.
Nikogo więcej.
Nagle wszystko
stanęło jakby miejscu. Ja już nie byłam w tym gabinecie.
Wspomnienia powróciły.
Miły zapach jego
koszuli. Ciepły dotyk gładzący mnie po plecach. I ten spokojnie
głos.
Poczułam jak serc
przestaje bić w nieznanym mi rytmie. Oddech się uspokaja.
Cały spokój
powrócił. Głos odszedł. Skronie przestały pulsować z bólu.
Otworzyłam oczy.
Znowu byłam w tym samym jasnym pokoju. Przede mną kucał starszy
mężczyzna.
-Chce wrócić
do domu. -powiedziałam cicho.
-Już niedługo.
Mężczyzna pomógł
mi wstać i kolejny raz siedziałam na tej durnej kozetce.
Dni mijały wolno.Każdy poranek.
Pielęgniarka z lekami. Już nawet
nie wiedziałam jaki jest dzień. Siedziałam na ławce przed dużym
budynkiem. Wpatrywałam się w innych ludzi.
Kilka dziewczyn
nienaturalnie chudych. Jakiś chłopak nie radzący sobie z
narkotykami.
Nagle poczułam na
swoim ramieniu czyjaś dłoń. Odwróciłam się do nieznajomego.
-Mama?
Odruchowo wstałam z ławki.
-Kochanie
przepraszam. Zabieram Cie do domu – Rodzicielka mocno mnie
przytuliła.
Później wszystko
zaczęło dziać się jakby szybciej. Mama bardzo wiele razy mnie
przepraszała. Prawie płakała. Powiedziała, ze już więcej nie
pozwoli na coś takiego.
Nie miałam już
siły na krzyki, czy płacz. Miałam dość tych kłamstw. Chciałam
jednak wrócić do domu.
Przekroczyłam
próg miejsca, które nazywałam domem. Nie było łatwo. Było
trudniej niż przypuszczałam. Wszystko przypominało mi o tamtym
wieczorze.
Weszłam po
schodach. Potrzebowałam zimnego prysznica. Otwierając drzwi do
łazienki poczułam jak mój nadgarstek zaczyna płonąc.
Przejechałam
palcem po jasnej bliźnie. Nie była głęboka, nie była duża.
Powodowała jednak, że wspomnienia cały czas powracały. Była
czymś co nie pozwalało zapomnieć. Tak bardzo chciałam zapomnieć.
Czasami zaufania
trzeba uczyć się od nowa. Szacunku do samego siebie. Żeby
zobaczyć własna twarz w lustrze i powiedzieć po prostu „jesteś
idealna”. Bez szukania zbędnych niedoskonałości. Bez ciągłego
obwiniania się. Chciałabym iść przed siebie wiedząc, że idę w
dobrym kierunku.
Między nocą a
dniem poczuć coś czego nie da się opisać słowami.
Coś co pozwoliłoby
mi poczuć się sobą.
Przekroczyłam
cholerny próg i zamknęłam za sobą drzwi. Cisza panująca w
pomieszczeniu zaczęła mnie przytłaczać. Zdjęłam ubrania.
Odkręciłam kurek. Weszłam pod prysznic. Po moim ciele zaczęła
spływać zimna woda. Pozostawiała po sobie dreszcze. Moje ciało
zaczęło się trząść. Sięgnęłam po ręcznik. Owinęłam ciało
miękkim materiałem. Dreszcze przestały być tak dokuczliwe.
Siedziałam w
pokoju. Dopiero teraz dostrzegłam leżące na szafce obok łóżka
urządzenie, które rozbiłam kilka tygodni temu. Cały inny świat
przestał mieć znaczenie.
Wolałam nie
wiedzieć co inni o mnie myśleli. To wywoływało u mnie mdłości.
Jedyna myśl jaka
mnie pocieszała była przerwa wiosenna.
Spojrzałam na
zegarek w telefonie nie zdążyłam nawet spojrzeć, która godzina.
Usłyszałam krzyki z dołu. Zacisnełam urządzenie mocniej w dłoni.
-Oszalałaś!
Powinna tam zostać-krzyczał mój ojciec.
-To również moja
córka!
-Nie było Cię
nawet gdy chciała się zabić!
Wyszłam na
korytarz skąd dalej przysłuchiwałam się rozmowie. Trudno było to
nazwać rozmową a jednak.
-Już niedługo.
Najwidoczniej nie radzisz sobie z nią!
-Słucham? Co
masz na myśli?
-Idę jutro do
adwokata.
-Ona ma już 18
lat nie możesz decydować o jej życiu!
-W zaistniałej
sytuacji jako jej opiekun mogę.
Nie była cholerna
lalką. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Łączyły się
z woda kapiąca z moich mokrych włosów.
Zachowywałam się
jak popieprzona histeryczka. Nie panowałam nad emocjami. Zacisnęłam
mocniej palce na trzymanym urządzeniu. Próbowałam sobie
przypomnieć co mówił terapeuta.
„Odnajdź miejsce
gdzie poczujesz się bezpieczna”
Właśnie teraz go
szukałam. Wyszłam z domu zostawiając za sobą głośne krzyki.
Tylko co teraz.
Świat w którym tak długo nie uczestniczyłam zaczynał mnie
przytłaczać.
-Co ty
narobiłaś Em? - Pytałam sama siebie.
Popatrzyłam w
górę. Gwiazdy wyglądały tak pięknie. Nigdy nie potrafiłam
pojąć dlaczego to w górze po prostu istnieje. Dlaczego tak jest?
Po co ja w nim jestem. Po co światu taka osoba jak ja?
Nadal szłam przed
siebie. Nieprzyjemny chłód przestał mieć znaczenie.
Mijałam kolejne
domy i zastanawiałam się co ja robię. Gdzie idę? Doskonale
wiedziałam gdzie. Jednak dalej się oszukiwałam. Chciałam wierzyć
w to, że postępuje słusznie.
Zatrzymałam się
przed znajomymi drzwiami. Nim zdążyłam nacisnąć klamkę ktoś
zrobił to za mnie. Odskoczyłam od drzwi. Przede mną stanął
Zayn. Wpatrywał się we mnie z otworzona buzią. Ja tez nie
potrafiłam nic powiedzieć. Zaschło mi w gardle. Potwornie piekł
mnie przełyk. Próbowałam połknąć ślinę jednak to nie
pomagało.
-Cześć-
wydusiłam tylko z siebie.
Zayn w dalszym
ciągu stał jak zaczarowany. Zamrugał kilka razy jakby nie wierzył
w to co widzi.
-Też się
ciesze, ze Cie widzę. - próbowałam jakoś przerwać ta niezręczna
sytuacje. Nie byłam jednak w tym mistrzem. Byłam skończoną
ofiara.
Chłopak jakby
ocknął się z tego transu i szybko do mnie podszedł. Poczułam
jego silne ramiona przyciskające mnie do niego. Czułam bicie jego
serca. Zapach jego mocnych perfum.
Przyciskał mnie
tak do siebie jakby nadal nie wierzył, ze istnieje. Kolejny raz
chciało mi się płakać. Powstrzymywałam się. Wiedziałam, ze nie
wyszłoby to dobrze.
Odrobina ciepła
spowodowała, ze moje ciało zaczęło reagować na zimne powietrze.
W końcu byłam ubrana w krótkie spodenki, za dużą koszulkę i
miałam mokre włosy które tak do końca nie rozczesałam. Dopiero
teraz zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam. Mój wizerunek
obecnie idealnie pasował do opinii która krążyła o mnie.
-Udusisz mnie -
wyszeptałam.
-Przepraszam. Nadal
nie wierze, ze tu jesteś - powiedział chłopak lekko się
odsuwając.
-Nigdzie się
nie wybieram - próbowałam się uśmiechnąć ale chyba nie za
dobrze mi to wyszło.
Zayn tylko lekko
się uśmiechną i spojrzał na moje trzęsące się ciało.
-Nie
wiedziałem, ze tak reagujesz na mój widok. Już jesteś cała
mokra.
Właśnie w tej
chwili chciałam uderzyć chłopaka bardzo mocno w ta jego pusta
głowę ale uświadomiłam sobie, ze wrócił dobrze mi znany Zayn.
-Zamknij się!
-Powiedziałam tylko.
-Trzymaj.- Chłopak
podał mi swoja bordowa bluzę. Założyłam ja i zapięłam pod
sama szyje. Do tego założyłam kaptur.
-Po co Ci telefon?- Zayn popatrzył na urządzenie w mojej dłoni.
-Nie wiem taki impuls.
-Po co Ci telefon?- Zayn popatrzył na urządzenie w mojej dłoni.
-Nie wiem taki impuls.
-Chyba musimy
pogadać czerwony kapturku.
-Jeśli musimy
babciu - przewróciłam oczami. Teraz wszystko wydawało się jakby
łatwiejsze. Nawet ta rozmowa.
-Przyjechałem
samochodem może usiądziemy?
Przytaknęłam
tylko głową. Ruszyliśmy w stronę samochodu Zayna. Chłopak
otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam do środka. Chłopak
pojawił się zaraz po stronie kierowcy.
-Jak się
czujesz? - Przepraszam banalne. Zayn zaczął się plątać.
-Przestań!
Dlaczego mamy udawać, ze nic się nie stało?
Chłopak tylko się
uśmiechną
-Dobrze wiesz
co się stało. Nie powiem, że jest dobrze bo nie jest. Chwilowo
jest. Przynajmniej dopóki biorę leki. Takie bardzo ciekawe,
kolorowe.
-Nie zacznij
ćpać- powiedział chłopak chyba lekko się rozluźnił.
-Każdy ma
jakieś nałogi.
-Właśnie
muszę zapalić- Zayn wyciągnął paczkę fajek i zapalił jednego
papierosa. Poczułam duszący dym.
-Długo mnie
nie było? Co słychać?
-Niall ostatnio
całe dni spędza z Amy. Louis imprezuje. Liam ogarnia studia.
Harry..
- Cholera Wilk.
-Co?
-Harry.
-Harry
ostatnio...
-Idzie tutaj! -
serce przestało bić na kilka sekund. Patrzyłam się przed siebie.
Patrzyłam się na postać, która właśnie teraz patrzyła się
wprost na mnie. Poczułam dłoń Zayna na swojej ręce.
Poczułam coś
czego nigdy dotąd nie czułam. Otworzyłam gwałtownie drzwi i
wyszłam z samochodu. Czas stanął w miejscu. Podeszłam do
zaskoczonego chłopaka i uderzyłam go mocno w twarz.
-Przepraszam-
powiedział chłopak dotykając czerwonego policzka. Nie
wytrzymywałam. Chciałam żeby zaczął krzyczeć. Ja chciałam
krzyczeć. Nie mogłam zrozumieć tego spokoju w jego głosie.
Nie chciałam
dłużej widzieć jego spokojnego wyrazu twarzy.
Chciałam zobaczyć
ból. Nawet jeśli miałby być fizyczny
Próbowałam
uderzyć chłopka lewa ręką jednak ten złapał mnie za
nadgarstek. Poczułam silny dreszcz, który pojawił się po
zetknięciu naszych ciał.
-Nie rób tego
więcej. - powiedział chłopak nadal ze spokojem w głosie.
Wyrwałam rękę
i stałam przed nim. Strach niepewności i miliony innych uczuć
mnie paraliżowały.
-Nie byleś tego
wart. Nawet teraz zachowujesz się jak cholerny dzieciak. -
Powiedziałam i odwróciłam się w kierunku Zayna. Chłopak
uważnie przyglądał się wszystkiemu.
Ruszyłam w jego
stronę.
-Proszę
zawieź mnie do domu. Powiedziałam tylko tyle i wsiadłam do
samochodu.
Zayn tylko
pokręcił głowa. Wydawało mi się, że był to znak skierowany
do Harrego, który jakby się ocknął. Jednak teraz zrozumiał, że
nie ma to sensu. Nic nie miało jakiegokolwiek sensu. To wszystko
było tak nienaturalne, sztuczne. Byłam w pewien
sposób mu wdzięczna. Ja nie byłam gotowa na rozmowę z nim. Nie
potrafiła mu wybaczyć. Nie wiem czy kiedykolwiek będę potrafiła
to zrobić.
Zayn wsiadł do
samochodu i odpalił silnik
-Chcesz
pogadać?
-Nie za bardzo.
-W takim razie
okej.
Już po kilku
minutach Zayn zaparkował przed moim domem.
-Jesteśmy.
-Dziękuje-
powiedziałam i uśmiechnęłam się do Zayna. Ten odwzajemnił
gest.
-Myślisz, ze
uda się to wszystko doprowadzić do w miarę normalnych relacji?
-Myślę, że
jakoś damy radę.
-Jestem
popieprzona co?
-Odrobinę ale
i tak Cie uwielbiam.
-Taak bardzo
pocieszające.
-Zobaczymy się
jutro?
-Mam nadzieję.
Muszę iść. -Wysiadłam z samochodu. -Zayn?
-Tak?
-Dziękuje.
-Drobiazg Mała
-Spadaj duży-
powiedziałam tylko i zamknęłam drzwi. Po chwili obserwowałam jak
samochód znika z zasięgu mojego wzroku.
-Damy radę? Co? -
powiedziałam sama do siebie i weszłam do domu.
Budzę się w popiele i pyle,
Powstanę tak jak feniks