wtorek, 18 czerwca 2013

21. Teraz już nie uciekniesz.

        Co jeśli wszyscy Cię okłamują? Jak się czujesz? Przez niego chce krzyczeć. To boli ale nie mam siły już walczyć. Przez niego chciałam umrzeć. Już nie boli tak bardzo. To słowo nie rani mojego gardła, nie rani moich strun głosowych. Śmierć to takie banalne słowo. Taki prosty stan duszy. Kiedy się budzę nadal się boje. Tak naprawdę nie chciałam umrzeć. Chciałam zniknąć na jakiś czas. Podobno czas goi rany. Po ranach zawsze i tak pozostają blizny. Jaki więc ma to wszystko sens?
Nie chce przestać marzyc, oddychać. Może sprzedałam swoją dusze diabłu ale nie całą siebie. Może to demon, których gdzieś głęboko we mnie jest. Siedzi w mojej głowie. Teraz zagubił sam siebie. Bycie mną może oznaczać tylko strach przed oddychaniem. To wszystko pozwala mi spać. Kiedy się budzę pozwala mi żyć.
-Dzień dobry- powiedziałam wchodząc do kuchni. Mama siedziała pijąc kawę i czytając jakąś gazetę.
-Cześć Kochanie- podniosła wzrok na mnie.
Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam mleko. Nasypałam sobie płatków i nalałam mleka. Postawiłam miskę z zawartością mojego śniadania na blat. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam jeszcze łyżkę. Gdy wróciłam na miejsce obok miski leżały dwie tabletki.
-Proszę weź je- powiedziała mama patrząc na mnie błagalnie.
Włożyłam pigułki do buzi. Poczułam gorzki smak. Połknęłam tabletki.
Tak wyglądał każdy poranek. Kilka prostych czynności, które miały zapewnić, ze nie zrobiłabym niczego głupiego.
-Musze iść do pracy ale postaram się wrócić wcześnie.
-Niepotrzebnie. Umówiłam się z Zaynem.
-Kochanie uważasz, że to nie za wcześnie?
-Nawet w więzieniu są wizyty. -Mama wyraźnie się skrzywiła.
-Idziemy do kina.- Skłamałam.
-W takim razie bawcie się dobrze.- Powiedziała mama i złożyła gazetę.
Wyszła z kuchni a ja zostałam sama z miska płatków.
Cudowna samotność. Pomyślałam.
Skończyłam śniadanie i poszłam się ubrać. Wyciągnęłam z szafy czarne spodenki i bluzkę, która zawsze wydawała mi się śmieszna. Pamiętam, że mama kupiła mi ja we Francji na jednym z wyjazdów służbowych. Już po kilku minutach byłam ubrana, pomalowana i ogólnie nadająca się do spotkań z innymi ludźmi. Przynajmniej z niektórymi.
Zeszłam kolejny raz do salonu. Przełączałam po kanałach. Jak zwykle nie znalazłam nic dla siebie.
Wyłączyłam telewizor i położyłam się na kanapie. Gapiłam się bezmyślnie w sufit. Może próbowałam wymyślić scenariusz dzisiejszego dnia. Jeśli w ogolę się da coś takiego zrobić. Nie wiedziałam już sama. Zegar wiszący na ścianę wybijał kolejne godziny. Od kilku miesięcy nie miałam w ogóle dostępu do świata wirtualnego. Chyba już dawno straciłam takie życie. Od paru lat było mi wszystko obojętne. Teraz znowu się takie stało. Może dlatego rodzice przestali kupować nowe urządzenia do przeglądania internetu. Od zawsze słyszałam o Twitterze, Facebooku czy innych portalach. Po co było mi to potrzebne? Brak znajomych jeszcze bardziej przytłaczające moją psychikę, z którą i tak było już nie najlepiej. Doskonale o tym wiedziałam. Zegarek zaczął wybijać 4:00. Gwałtownie wstałam co spowodowała, ze musiałam usiąść. Cały pokój wirował.
Kilka wdechów i wszystko wróciło do normy. Tym razem świat dookoła wydawał się w miarę normalny. Założyłam bluzę i schowałam telefon do kieszeni. Wychodząc z domu ostatni raz spojrzałam czy nic nie zapomniałam. Zamknęłam drzwi i schowałam klucz. Tym razem wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer Zayna. Usłyszałam tylko „chwilowo poza zasięgiem”
Super pomyślałam. Dobrze wiedziałam gdzie przesiadywał całymi dniami. W głębi serca modliłam się żebym nie spotkała Harrego. Jeszcze raz wybrałam numer. To samo. Dalej szlam przed siebie do znanego mi miejsca. Stanęłam przed drzwiami zapukałam kilka razy. Odpowiedziała mi cisza. Powtórzyłam czynność. Nadal nic. Już miałam odchodzić gdy drzwi się otworzyły.
-Hej Emily. - Otworzył Lou.
-Cześć. Jest Zayn?
-Jeszcze nie ale powinien za chwilę być. Możesz zaczekać na niego.- Chłopak uśmiechną się i pokazał mi abym weszła.
-Dzięki- wyminęłam chłopaka i weszłam do środka. Przez jakąś sekundę przestałam oddychać. Bóg chyba mnie opuścił już dawno.
Na kanapie siedział nie kto inny jak chłopak z drobnymi lokami.
Spojrzałam jeszcze raz na Louisa próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.
-Może wrócę jak Zayn przyjdzie?
-Daj spokój przecież Cię nie zjemy. - Tak jak myślałam chłopak nie miał o niczym pojęcia. Widziałam jednak to zaciekawione spojrzenie. Tego byłam pewna wiedział o wszystkim tylko nie o tym, że zrobiłam to wszystko przez jego najlepszego przyjaciela.
Zastanowiłam się jeszcze raz nad tym co da mi ucieczka. Właśnie teraz byłam pewna, że potrafiłabym biec najszybciej w swoim życiu. Lou nadal się na mnie uważnie patrzył. Usiadłam na drugim końcu kanapy.
-Co z Tobą Harry? Ducha zobaczyłeś?- Lou lekko się zaśmiał i zepsuł reką idealne uczesanie Harrego.
-Coś w tym stylu. - Powiedział chłopak odgarniając włosy z oczu.

-Emily wiem, ze to trochę głupie pytanie ale dobrze się już czujesz. Jesteś trochę bada.
-Wszystko dobrze- próbowałam się lekko uśmiechnąć do Louisa ale chyba nie wyszło mi to przekonywająco.
- To dobrze. Ostatnie czasy Harry gadał tylko o tym, że musi z Tobą porozmawiać.
-Zamknij się.
-Wow nawet potrafisz mówić. Już myślałem, ze zapomniałeś jak to się robi.
-Już porozmawialiśmy- powiedziałam. Prawie nie skłamałam. Wczoraj co prawda usłyszałam tylko jedno słowo z jego ust ale to wystarczyło.
-Czyli wszystko wróciło do normy i możemy robić imprezę?- Lou starał się przerwać przytłaczającą cisze. Prze co byłam mu wdzięczna.
-Ja chyba sobie jeszcze daruje- powiedziałam i zmieniłam pozycje na taka, która wydawała się bardziej wygodna.

Odległość dzieląca mnie i Harrego stawała się przytłaczająca. Sama w to nie wierzyłam ale potrzebowałam jego głosu. Nie mogłam znieść tej ciszy.
-Harry a co ty myślisz o imprezie?
- Nie mam ochoty.
-Ostatnio na nic nie masz ochoty. Jesteś gorszy niż kobieta w ciąży. - Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Daj spokój. Po prostu ostatnio nie chce żadnych imprez.
-Dobra dobra nie nalegam. A tak w ogóle to wy ze sobą rozmawiacie?
-Tak, nie słyszysz cały czas- powiedziałam. Nadal było sztucznie tak, ze gdyby się dało ja zamieniłabym się pusta lalkę barbie pozbawioną resztek mózgu. 
 -Ładna dzisiaj pogoda prawda Harry?- powiedziałam jego imię tak żeby brzmiało jak najbardziej naturalnie.
-Chyba będzie padać-Odpowiedzial patrząc uważnie na mnie. Doskonale znał ta grę i chyba zrozumiał. Ta rozmowa nie była niczym. Pozbawiona wszystkich uczuć. Próbowałam sobie wyobrazic, ze mówię sama do siebie. Tylko, ze jego głos był taki prawdziwy.
-Porozmawiajcie o polityce będzie jeszcze ciekawiej- powiedział Lou tracąc chyba nadzieje, ze uda mu się z nas więcej wydobyć. Popatrzył na nas jeszcze raz. Pokręcił głowa i podszedł do niewielkiej szafki szukając coś w niej.
-Powiedz coś- nie mogłam dłużej słuchać bicia mojego serca.
-Żałuje- powiedział.
-Coś innego do cholery.
-Przepraszam i nie wiem jak mam to naprawić.
-Naprawia się jakieś rzeczy. Ja nie jestem rzeczą Styles.
-Ja Cię ko...
-Nie mów tego!- Powiedziałam i wstałam z kanapy. Chłopak zrobił to samo. Kolejny raz tego dnia zaczęłam się modlić. Nigdy tego nie robiłam.
Tym razem chyba ktoś mnie usłyszał ponieważ drzwi otworzyły się a w nich stał Zayn.
-Em- powiedział tylko i mocno mnie uściskał. - Co tu tutaj robisz?
-Czekała na ciebie. Ale Pan idealny jak zawsze musiał godzinami układać fryzurę. - Odezwał się Lou obserwując uważnie nasza trójkę.
-Dzwoniłam ale nie odbierałeś.
-Miałem wyłączony telefon. Wszystko dobrze?- Zayn spojrzał lekko w stronę Harrego.
-To robi się nudne. Czy ludzie nie maja konkretnych pytań tylko zawsze pytaja czy wszystko dobrze?- Powiedziałam wszystko na jednym oddechu.
-Noo chyba. Czekaj co?- Zayn chyba lekko się pogubił.
-Mieliśmy iść do kina.- Próbowałam zmienić temat. Miałam nadzieje, że Zayn zrozumie. Nie chciałam już tam dłużej być. Potrzebowałam więcej powietrza. Nie chciałam oddychać tym samym tlenem co Harry.
-Aaa tak zapomniałem. - Zrozumiał.
-Nie zabierzecie nas?- Powiedział udając smutek Lou.
-Innym razem- Odpowiedziałam. Tak jeszcze niby jak on sobie to wyobrażał. Do kina chyba tylko jeśli Styles siedziałby w oddzielnej sali i w innym kinie najlepiej na drugim końcu świata.
-W takim razie bawcie się dobrze dzieciaczki.
-Dzięki Tato- powiedziałam i pokazałam chłopakowi język. Czasami zachowywałam się jak dziecko. Nie potrafiłam jednak tego zmienić. Moja uwagę ostatni raz przykuł obraz Harrego patrzącego mi prosto w oczy. Jego wzrok przeszywał każdy element mojego ciała. Wywoływał strach i szybsze bicie serca. Właśnie teraz znowu przypomniałam sobie o maratonie, który gotowa byłam przebiec.
-Pogadamy później- Zayn chyba pierwszy raz tego wieczoru zwrócił się do Harrego, który tylko skinął głową. Ja nie potrafiłam dłużej przebywać w tym samym pomieszczeniu co on. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Zaraz za mną zrobił to Zayn. Staliśmy teraz przed garażem. Mnie i Harrego dzieliła teraz ściana, która i tak nie dawała mi poczucia spokoju.
-Proszę nie pytaj czy jest dobrze.
-Doskonale widzę jak jest.
-Jak na razie stabilnie.
-Bardzo. Mały podmuch wiatru i się przewrócisz. - Powiedział chłopak.
-Złapiesz mnie?
-Zawsze. - Zayn szeroko się uśmiechną.
Poczułam na swoim karku krople deszczu. Potem kolejna i kolejną.
-W takim razie mnie złap.- Powiedziałam i zaczęłam uciekać.
-Zaraz zacznie lać.
-Miałeś mnie złapać. Chyba, ze Twoja prawie idealna fryzura jest ważniejsza.
-Jak to prawie?
-Teraz nawet myślę, że ledwo zadowalająca.
-Zaraz pożałujesz. - powiedzial chłopak i zaczął biec w moja stronę. Nie miałam gdzie uciec. Poczułam jak ręce chłopaka obejmują mnie w pasie
-Mam cię. Teraz już nie uciekniesz.
Z małej mżawki stała się ulewa. Czułam jak po mojej twarzy zaczyna spływać cały tusz.
Mnie i Zayna dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów.
-Teraz to twoje włosy nie wyglądają nawet znośnie.
-Zapłacisz mi za zniszczenie fryzury. - Chłopak przyciągną mnie jeszcze bliżej siebie. Poczułam ciepło bijące od jego ciała. Nadal szeroko się uśmiechał. Ja nie byłam mu dłużna. Zayn lekko zagryzł wargę. Doskonale widziałam gdzie zjeżdżał jego wzrok. Nie wiem czy byłam gotowa. Chciałam jedna poczuć coś innego.
-Zrób to. - powiedziałam. Nie musiałam długo czekać. Chłopak zrozumiał. Poczułam miękki dotyk jego warg. 

Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Po moich policzkach, czole spływały krople deszczu. Zayn był delikatny. Wplotłam dłoń w jego mokre włosy lekko je przeczesując. Przyciągnęłam chłopaka jeszcze bliżej siebie. Odwzajemniłam miękki pocałunek. Zapomniałam o wszystkim co mnie otaczało. Było tylko ciepło bijące od jego ciała. Czułam lekki smak mięty i dymu. Właśnie teraz chciałam żeby ktoś potrzebował mnie tak samo jak ja potrzebowałam drugiej osoby. Chciałabym żeby ta chwila trwała wiecznie jednak usłyszeliśmy dźwięk dzwonka. Nie był to telefon ani mój ani Zayna. Odsunęliśmy się lekko od siebie patrząc w stronę skąd dochodził dźwięk.
To co zobaczyłam spowodowało, ze lekko ugięły się pode mną nogi. Nie czułam się jednak winna. Zobaczyłam Harrego, który patrzy się na nas. Widziałam tylko jego zaskoczone spojrzenie. 

Serce zaczęło znowu bić nienaturalnie szybko. Poczułam dłoń Zayna, która lekko ściskała moja.
Miałam wrażenia, ze kilka łez spłynęło po moim policzku razem z kroplami deszczu.
Byłam taka słaba. Przez chwilę poczułam smutek i żal. Wszystko zniknęło gdy zobaczyłam w swoich wspomnieniach Harrego z tamta dziewczyna w samochodzie. Właśnie teraz to wspomnienie powróciło ze zdwojoną siłą. Chyba właśnie teraz zadałam kolejny cios. Tym razem psychiczny. Stałam tak jeszcze chwile z otwarta buzią próbując wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo.
-Odwiozę Cie do domu. - Poczułam jak Zayn ciągnie mnie kolejny raz w stronę samochodu.
Straciłam resztki świadomości. Właśnie teraz przypomniałam sobie, ze powinnam wziąć leki.
Pojawiły się dreszcze wywołane przez deszcz, który przemoczył całe moje ubranie.
Nawet nie wiem kiedy ale Zayn zaparkował przed moim domem.
-Dasz sobie rade?
-Zayn ja jeszcze nie jestem gotowa. Nie wiem czy będę. Jesteście przyjaciółmi. Nie mogę.
-Em przestań pieprzyć głupoty. - Głos Zayna wyrwał mnie z transu, w który kolejny raz popadłam.
-Zacznij myśleć o sobie a nie o innych. Zacznij szukać własnego szczęścia nie uszczęśliwiać innych i próbować uratować świat. - Chłopak lekko się uśmiechną.
-Teraz to ty gadasz od rzeczy.
-Udziela mi się od Ciebie.
-Przepraszam.
-Właśnie przestań przepraszać.
-Nie potrafię.
-Nauczę Cię.
-Tak samo jak nauczyłeś grac?
-W „nie przepraszaniu” jestem zdecydowanie lepszy. - Od jutra korepetycje a teraz idź się przebierz.
-Jesteś najlepszy wiesz?
-Wiem.
-Tak i bardzo skromny.-Wysiadłam z samochodu i kolejny raz obserwowałam jak Zayn odjeżdża. Sama weszłam do domu. Mamy jeszcze nie było. Wzięłam jedna tabletkę i poszłam do pokoju się przebrać. Akurat ta niewielka pigułka była bardzo pomocna. Nie pozwoliła mi długo myśleć. Po prostu zasnęłam.

~~~~

czytasz = komentujesz