wtorek, 30 kwietnia 2013

OFICJALNIE

Pisze od 7 maja matury które trwają do 25. Wiem, że rozdział miał się już dawno pojawić. Strasznie za to przepraszam. Nie wyrabiam się ze wszystkim.
Pojawil się stres. Dużo stresu.
Każdą chwilę poświęcam na nauke. Rozdział pojawi się dopiero w czerwcu. Po maturach. Jesli oczywiście przezyje to wszystko. 
Jeszcze raz bardzo przepraszam. 
Mam nadzieję, że wytrzymacie
Kocham Was bardzo mocno 
♥♥♥

Ten świat zamierza się palić palić palić palić
Tak długo jak będziemy się staczać
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu

To wszystko zmierza do niczego
Wypada z naszych rąk
Kochanie, jeśli mógłbyś wiedzieć
Uknułbyś jakiś plan
To mój, to mój facet

Jeśli zamierzamy umrzeć
Pogrzebmy się żywcem
Jeśli nas szukasz
Znajdziesz nas obok siebie
To mój, to mój facet

Ten świat zamierza się palić palić palić palić
Tak długo jak będziemy się staczać
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu

Ziemia pęka
Upada z twoim uderzeniem
Znajduję siebie połykającą
Topiącą się w twoim sercu

Tak długo jak będziemy się staczać
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu

Ten świat zamierza się palić palić palić palić
Tak długo jak będziemy się staczać
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu

Ten świat zamierza się palić palić palić palić
Tak długo jak będziemy się staczać
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu
Kochanie, powinieneś zostać w pobliżu

środa, 17 kwietnia 2013

19. Jak mam to naprawić?



Siedziałem na pustym korytarzu wpatrując się w zamknięte drzwi. Mijały godziny. Czasami miałem wrażenie, że mijają miesiące a może nawet lata. Czas prawie się zatrzymał.
Zeszłej nocy obudził mnie Phil. Zawiózł do domu. Kazał się najeść, wyspać i wykapać. Byłem mu z jednej strony wdzięczny. Jego spokój i opanowanie. Chciałem być tak silny jak on. Miałem osiemnaście lat. Co ja mogłem. Nie potrafiłem zapanować nad własnymi emocjami.
Jedna zapłakana osoba właśnie szła szybko w kierunku jakiejś sali. Pustymi oczami wpatrywałem się w ten obraz.
Tego ranka byłem już u mamy. Czuła się dobrze. Jutro wypisują ją do domu. Ja nadal siedziałem.
Chyba straciłem rozum. Czułem się jak cholerny dzieciak, który nie potrafi się odnaleźć pierwszego dnia w przedszkolu.
-Co musimy zrobić?- Usłyszałem znajomy głos.
-Potrzebuje terapii.
Ojciec Emily rozmawiał z jakimś lekarzem. Rozmawiali o blondynce, która ciągle była nieprzytomna. Lekarz powiedział, że już dzisiaj powinna się wybudzić. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Co dalej. Czy da się zaplanować taką rozmowę. Milion scenariuszy przewijało się przez moje myśli. Co dalej?
Jakie słowa naprawią to co spieprzyłem.
-Musi porozmawiać z terapeuta. - Powtarzał lekarz.
-Leki nie pomogą?
-Nie możemy ryzykować, że zrobi to ponownie.
-Czyli co możemy zrobić?
-Powinniście ją państwo umieścić ja na kilka tygodni w Ośrodku pomocy. Powinna porozmawiać z innymi osobami, które przechodzą przez to co ona.
-Muszę porozmawiać o tym z jej matka.- Każde kolejne słowo wywoływało u mnie jeszcze większa panikę. Chcą ja zamknąć. Uznają ja za wariatkę. To wszystko moja wina. Czułem się ja śmieć. Zniszczyłem najważniejsza osobę w moim życiu.
Phil musi porozmawiać z jej matką. To nie będzie takie łatwe. Kate jak się okazało jest w Europie.
Może nie radziła sobie z tym wszystkim. Ona po prostu uciekała.
-Jeśli państwo już decydujecie proszę dać mi znać.
-Dobrze dziękuję.
Rozmowa dobiegła końca. Usłyszałem kroki, które stawały się coraz cichsze. Ojciec Emily również nie miał łatwo. Starał się być w dwóch miejscach jednocześnie. Ja siedziałem pod drzwiami sali. Nie pozwolono mi wejść.
Starałem się ułożyć w plan w mojej głowie. Scenariusz jednak był jeden. Nie było w nim szczęśliwego zakończenia.
 Zamknąłem oczy. Próbowałem uspokoić myśli. Straciłem kontakt ze światem.
Nagle spokój, który udało mi się odbudować runą jak domek z kart.
 -Co z Em?- usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem oczy próbując wydobyć z siebie jakiś racjonalny dźwięk.
-Bez zmian.
-Kochasz ja?- Pierwszy strzał w moje serce
-Tak.- Popatrzyłem na Zayna, który lekko się skrzywił.
-Zayn?
-Co?
-Kochasz ją?
-Chyba.-Kolejny strzał w serce.
-To mamy problem.
-Cholerny problem- odpowiedział mój przyjaciel.
-Co zrobimy?
-Nie wiem.
- Ona po prostu wybierze.
-Nie widzisz, ze ona już dawno wybrała. - Nie rozumiałem słów Zayna. - Wybrała Ciebie.
Nie potrafiłem wydobyć z siebie słowa. Słowa wypowiedziane przez chłopaka odbijały się w mojej głowie powodując potworny ból.
-Starałem się obwiniać Ciebie. Obwiniałem nawet siebie. Rozumiałem, ze to to wszystko było od dawna w niej. Jesteście cholernie poprani. Stworzyliście sobie swój własny świat w którym jesteście tylko wy. Byleś jej przyjacielem. Stałeś się kimś kim nigdy nie miałeś być.
-Teraz ty jesteś jej przyjacielem a ja jestem tym kretynem przez, którego to zrobiła.
-Jestem też Twoim przyjacielem pomimo tego i nie mogę patrzeć jak się obwiniasz.
-Dziękuje.
- Jak to się stało co? To całe bagno.
-Nie wiem.
-Pamiętasz jak się poznaliśmy? Wszystkie imprezy nasze. Każda dziewczyna nasza. Żadna nie mogła nas mieć tylko dla siebie.
-Teraz jedna dziewczyna ma nas obu.
-Muszę zapalić.
-Gdybym palił to tez bym to zrobił.- uśmiechnąłem się do przyjaciela. Ten odwzajemnił gest.
Zayn wstał z krzesełka i wyszedł w kierunku jednego z wyjść.
Ja znowu zostałem sam. Po kilku minutach zobaczyłem jak w moim kierunku zmierza lekarz.
Nie zwracając na mnie uwagi wszedł do sali gdzie leżała Emily.
Odruchowo wstałem z miejsca. Drzwi znowu się tworzyły. Stał w nich ten sam mężczyzna co wcześniej.
-Co z nią?- zapytałem.
-Możesz już wejść Emily się przebudza.- Tyle wystarczyło aby moje serce zaczęło bić jak szalone. Nie potrzebowałem więcej, Wyminąłem lekarza i wszedłem do sali. Patrzyłem się na leząca na łóżku dziewczynę. Jej policzki nie były już tak blade jak wcześniej. Do sali weszła kolejna osoba. Zayn stanął obok mnie.
Wpatrywaliśmy się bez słowa przed siebie. Próbowałem dostrzec każdy najmniejszy szczegół. Linie na ekranie jakiegoś urządzenia z każdą minuta stawały się jeszcze bardziej nierówne. 
Klatka piersiowa dziewczyny unosiła się w równym tempie.
Drobny ruch reki, który spowodował drżenie całego mojego ciała.
Stałem jak sparaliżowany. Zayn zachował jednak zimna krew, Podszedł go łózka dziewczyny. Usiadł na krzesełku obok. Każdy jego ruch był coraz bardziej niepewny. Złapał drobną dłoń blondynki.
Krew zaczęła szumieć mi w uszach. Każdy mój nerw pragną dostać się jak najbliżej dziewczyny. Ciało jednak nie reagowało.
Emily zacisnęła lekko palce na dłoni Zayna. 

Otworzyła lekko oczy. Ja straciłem resztki świadomości. Tysiące myśli pojawiało się w mojej głowie.
Dziewczyna mrużyła oczy. Jasne światło raziło jej wrażliwe spojówki.
-Witaj księżniczko -Spokojny i czuły głos rozległ się po całym pomieszczeniu.
Dziewczyna nadal próbując zrozumieć co dookoła się niej dzieje nawet nie popatrzyła na Zayna.
Próbowała odnaleźć odpowiedz w otaczającym ja pomieszczeniu. Zatrzymała swój wzrok na dłoni.
Podniosła ja na wysokość oczu i uważnie się jej przyglądała.
-Gdzie ja jestem?- Zapytała dziewczyna lekko zachrypniętym głosem.
-W szpitalu, próbowałaś popełnić samobójstwa zeszłej nocy. -W sali rozległ się kolejny głos.

Lekarz staną bliżej łóżka dziewczyny.
Emily zamknęła oczy. Tak jakby próbowała przypomnieć sobie zdarzenia z wczorajszej nocy.
-Muszę zadać Ci kilka pytań.- znowu odezwał się lekarz.
Blondynka otworzyła oczy. Tym razem swój wzrok przeniosła na Zayna. Ten lekko się uśmiechną.
-Nie chce żeby tutaj był. - wyszeptała cicho dziewczyna. Wzrok mojego przyjaciela dodatkowo uświadomił mnie w przekonaniu, że mówiła o mnie.
Uczucia w środku mnie wariowały. Czułem złość, radość i straszny ból.
-Zaraz wrócę dobrze?- Powiedział Zayn i nie czekając na odpowiedz wstał z krzesełka i szedł w moja stronę.
Nie musiał nic mówić. Nawet nie miałem siły się teraz z nim kłócić zresztą jaki to miałoby sens.
-Zrozumiałem. - Wyszedłem z sali. Zayn zamkną za nami drzwi. -Jak mam to naprawić?- Zapytałem mając nadzieję, że mój przyjaciel potrafi odpowiedzieć mi na to pytanie.
-Nie wiem ale bardziej spieprzyć tego już nie możesz.
-Bardzo pocieszające.
-Będzie dobrze stary.
-Oni ją zamknął.
-O czym ty mówisz?
-Słyszałem jak Phil rozmawia z lekarzem.
-Nie mogą tego zrobić bez jej zgody.
-Po tym wszystkim chyba mogą.
-W takim razie będziemy musieli coś wymyślić.
W tym też momencie przyszedł ojciec Emily. Siedzieliśmy z Zaynem przed sala. Nadal próbowaliśmy zrozumieć jak doszło do tego wszystkiego. Czy potrafi ktoś odpowiedzieć na te wszystkie pytania? Na jedno najważniejsze. Co dalej?
Wiedzieliśmy doskonale, ze nikt tego nie wie. Z każda kolejną minutą czułem przepełniającą moje ciało złość. Lekarz wyszedł i powiedział, że nie możemy już widywać się z Emily. Przynajmniej przez jakiś czas aż dojdzie do siebie.
W tej chwili dziękowałem, że akurat Zayn próbował mnie uspokoić. Miałem ochotę uderzyć tego nienormalnego lekarza.
Każde kolejne słowa sprawiały, że dłonie zaczęły mi drzeć.
Słowa, które ciągle pojawiały się w mojej głowie. „Idźcie do domu. Będziecie mogli ją zobaczyć dopiero za kilka tygodni”
Jakich tygodni do cholery? Ja muszę porozmawiać z nią teraz!
-Wymyślimy coś- usłyszałem głos przyjaciela, który próbuje odciągnąć mnie od drzwi sali.
Próbowałem uspokoić oddech. Wiedziałem, ze muszę coś wymyślić. Nie mogę stracić jej kolejny raz.

środa, 10 kwietnia 2013

18. Nienawidziłem siebie.

Jak ważny jest każdy oddech? Widziałeś kiedyś gdy ktoś umiera jak próbuje łapać powietrze do swoich płuc. Straszny dźwięk przepełniający całe pomieszczenie. Nie wiesz co masz robić. Paraliż który ogarnia całe twoje ciało. Boisz się. Pojawia się uczucie, którego nie da się kontrolować. Słone łzy spływają po Twojej twarzy. Widzisz przed sobą kogoś kto zaraz odejdzie na zawsze. Co wtedy robisz? Potrafisz się pożegnać? Jak wiele rzeczy chcesz powiedzieć tej osobie? Nie potrafisz wtedy powiedzieć nic. Nie potrafisz patrzeć. To co oglądałeś w serialach staje się tak cholernie realne.

Łzy kogoś kto siedzi na korytarzu wpatrując się zaczerwionymi oczami w ścianę. Chcesz podejść do tej osoby i ją pocieszyć. Nie możesz. To ty siedzisz na tym krzesełku. Krzyczysz do Boga dlaczego Ci to robi. Dlaczego odbiera Ci ta osobę? Przestajesz wierzyć we wszystko czego uczono Cię przez te wszystkie lata na lekcji religii. Nie ma już nic. Nigdy nie usłyszysz ponownie tego głosu. Nie zobaczysz tego uśmiechu. Nie poczujesz uścisku dłoni. Wtedy uświadamiasz sobie jakie życie jest ważne. Nie zepsuj tego.
  Siedziałem na łóżku wpatrując się w wyświetlacz telefonu. Czyli to prawda nigdy mnie nie kochała.
Po co miała kochać kogoś takiego jak ja?
Spieprzyłem wszystko na czym mi zależało. Zraniłem kogoś kto tak wiele dla mnie znaczył. Taki potwór bez uczuć. Chciałem ją obwiniać ale nie potrafiłem.
Cisze przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu urządzenia wyświetlił się numer Liama.
Nie miałem ochoty na imprezy. Mogłem od razu odrzucić połączenie. Potrzebowałem jednak usłyszeć głos kogoś kto nie jest mną.
Nacisnąłem zielona słuchawkę.
-Co tam?
-Gdzie jesteś?- usłyszałem zdenerwowany głos przyjaciela.
-W domu a gdzie mogę być. Co się dzieje?
-Emily jest w szpitalu podcięła sobie żyły.- słowa chłopaka uderzyły mnie prosto w twarz. Poczułem się jak śmieć. Jeszcze kilka godzin temu słyszałem jej delikatny głos. Gdy wybiegła z pokoju... Dlaczego za nią nie pobiegłem?
-Zaraz będę- Tylko tyle udało mi się wydusić z siebie. Uczucie, którego nie da się opisać.
Wybiegłem z domu. Z trudem udało mi się włożyć kluczyk do stacyjki samochodu. Ręce drżały. Serce biło w nienaturalnym tempie. Tak jakby odbijało się o mostek klatki piersiowej.
Ruszyłem ulica prosto do szpitala. Miałem przekroczyć próg tego przeklętego miejsca kolejny raz.
Teraz liczyła się tylko drobna dziewczyna, która zniszczyłem.
Nie potrafiłem nazwać się człowiekiem. Jak miałem nim być. Doprowadziłem do czegoś czego nie da się wytłumaczyć żadnymi słowami. Mogłem nazwać siebie mordercą. Nie byłem nim, jednak tak się czułem.
Już po kilkunastu minutach byłam na terenie szpitala. Zaparkowałem i nie zawracając uwagi na innych biegłem do szpitala.
Z trudem łapałem oddech gdy próbowałem dowiedzieć się gdzie leży Emily
Pokój 304 Piętro 5
Odnalazłem wyznaczone miejsce. Zobaczyłem Liama, który siedzi przed sala.
Podbiegłem do niego.
-Co z nią? Muszę tam iść!- Ruszyłem do sali jednak poczułem, ze ktoś złapał mnie za ramię.
-Poczekaj. Zayn jest u niej.
-O czym ty mówisz ja muszę ją zobaczyć.- próbowałem opanować emocje.
-Emily jest w śpiączce. Wzięła jakieś tabletki, które zdążyły zacząć działać. Podali jej jakieś leki. Jej organizm ma dojść do siebie.
-To moja wina.
-O czym ty mówisz? Lekarz powiedział, ze od dawna nie brała leków.
- Muszę ją zobaczyć- nie zawracałem uwagi na przyjaciela, który zaczął powtarzać jakieś bzdury.
-Wyminąłem Liama. Wszedłem do pokoju.
Zobaczyłem łózko na którym leży blond dziewczyna. Wydawała się taka mała. Na jednym z nadgarstków związany był biały bandaż z śladami krwi.
W drugiej ręce miała wbita igle. Przezroczysty płyn spływał wolno w jasnym woreczku.
Kroplówka. Kilka kabli które mierzą jej akcje serca. Na monitorze pojawiały się niewielkie schodki.
Przestałem kontrolować własne uczucia. Łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Zapomniałem kim jestem. Nie chciałem być sobą. Skrzywdziłem kogoś kto na to nie zasłużył. Kochałem ja całym sercem. Każdy mój nerw płona z gniewu do samego siebie. Nienawidziłem siebie. Ona nie powinna tam leżeć. Jestem śmieciem. Ona nie powinna tu być.
-Harry?- głos Zayna, który nie wiedział co zrobiłem.
Zayn podszedł do mnie.
-Będzie dobrze. Znalazłem ją w łazience. Jechaliśmy z Liamem do Ciebie. Zobaczyłem, ze drzwi jej domu są otwarte. Wszedłem na górę. Stala i zakrywała nadgarstek...
Ciągle powtarzała, ze przeprasza. Cały czas mówiła, ze nie chciała. Straciła przytomność.-Nie potrafiłem dłużej.
-To moja wina.- Nie powstrzymywałem dłużej słonych łez. Ten dzień zmienił wszystko. Pierwsze mama teraz ona.
-To moja wina Zayn- powtórzyłem.- Zraniłem ją. Dlaczego za nią nie pobiegłem? To moja wina.- Widziałem jak mój przyjaciel lekko napina mięśnie. Tylko on wiedział o czym mowie. Tylko on rozumiał to wszystko pomiędzy nami. 
-To moja wina. To przez ze mnie to zrobiła.
-Ty cholerny idioto. - Zayn chwycił mnie mocno za barki i uderzył o ścianę. - Mogłem się domyśleć, że to wszystko Twoja wina. Za mało Ci było?
-To moja wina. - poczułem ból rozchodzący się po moim ciele.
-Czego jeszcze chcesz?
-Kocham ją. - poczułem silne uderzenie w oko. Dokładnie wiedziałem, że na to zasługiwałem. Oczy Zayna były pełne gniewu. Chciał uderzyć mnie jeszcze raz ale został odciągnięty prze Liama.
-Co wy robicie do cholery?
-Nie zbliżaj się do niej więcej.- Krzyczał Zayn wyrywając się Liamowi. - Poczułem jak po moim policzku spływa łza wymieszana z krwią. Poczułem słony i metaliczny smak krwi.
-Zabije Cię rozumiesz? Nie zbliżaj się do niej więcej! - Czułem, ze straciłem najważniejszą osobę w moim życiu i przyjaciela.
-Puść mnie ten kretyn zasłużył na coś gorszego!- Chłopak dalej próbował się wyrwać. Ja nie mogłem wydobyć z siebie słowa stałem i wpatrywałem się na drobna dziewczynę, która wygląda jak Anioł.
 -Zabije go!- Zayn wyrwał się Liamowi i już próbował uderzyć mnie kolejny raz gdy został powstrzymany prze Ojca Emily.
-Dosyć tego!- Powiedział stanowczo mężczyzna. - Co tu się dzieje?
-Może Harry Panu wyjaśni.- wysyczał chłopak.
-Na pewno wyjaśni. Zayn Liam dziękuje Wam za wszystko ale chyba powinniście już iść.
-Nie zostawię Em z tym czymś.
-Zayn zostanę z nią. - Powiedział mężczyzna lekko uśmiechając się do mojego chyba już byłego przyjaciela. -Proszę wyjdźcie. Harry ty też.
Ostatni raz spojrzałem w stronę nieprzytomnej dziewczyny.

 Wyszedłem z sali na pusty korytarz.
Łapałem powietrze. Czułem, ze się dusze. Tak jakby tlen nie był już składnikiem powietrza którym oddychałem. Usiadłem na krześle chowając twarz w dłonie.
-Wszystko będzie dobrze. -Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Liama. Moja uwagę przykuła jednak postać wychodzącego Zayna. Nie miałem mu za złe tego co zrobił, sługiwałem na dużo więcej.
-Przejdzie mu. Trzymaj się. - powiedział chłopak i ruszył za moim byłym przyjacielem.
Nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
-Porozmawiamy?
-Tak. - powiedziałem niepewnie. Doskonale wiedziałem, ze ta rozmowa nie będzie łatwa.
Jakie to miało jednak znaczenie.
-Harry uspokój się. Nie obwiniaj się. Nikt nie mógł tego przewidzieć.
-Ja mogłem. Mogłem za nią iść. Widziałem, ze jest coś nie tak. To wszystko moja wina.
-Musisz wiedzieć, że od czasu gdy wyjechaliście z Anne Emily bardzo się zmieniła. Bardzo przeżyła to wszystko. Chodziła do psychologa. Miała brać leki, które teraz prawie przedawkowała. -Nie potrafiłem słuchać tego wszystkiego. Tak naprawdę nie wiedziałem co się z nią działo przez ten cały czas gdy wyjechałem. Była sama. Opuściłem głowę próbując powstrzymać kolejne łzy.

 -Jeśli chcesz kogoś obwiniać to obwiniaj mnie ponieważ to ja nakłoniłem Twoja matkę do wyprowadzki.
-Co z mamą?- starałem się opanować oddech i drżący głos.
-Wszystko dobrze. Możesz ja jutro zobaczyć. Czuje się już dużo lepiej.
-To dobrze. - Jaka część mnie poczuła lekką ulgę.
-Powinieneś wrócić do domu, odpocząć.
-Mogę zostać chwilę z Emily?
-Tylko krótko. -Pokiwałem głowa na znak, ze rozumiem.- Harry?
-Tak?
-Będę u Anne.
-Dobrze. - Wszedłem do sali. Byłem teraz tylko ona i ja. Wpatrywałem się kolejny raz w jej drobne ciało. Jasne włosy opadające na jej blade policzki. Wyglądała tak niewinne.
Balem się jednak podszedłem bliżej. Usiadłem na niewielkim krześle. Moją uwagę przykuł zabandażowany nadgarstek dziewczyny.
Widać było kilka blizn. To nie był pierwszy raz. Zbliżyłem moje palce do jasnych blizn. Bałem się. Dotknąłem opuszkami palców wyraźnych śladów. Poczułem zimną skore Emily. Szybko zabrałem rękę. 

Dlaczego tego nie zauważyłem? Powinienem być jej przyjacielem. Nie potrafiłem tak dłużnej. Biłem się w myślach sam ze sobą.
Oparłem głowę o krawędź łózka. Poczucie winny nie dawało o sobie zapomnieć. Wszystkie emocje toczyły wewnętrzną bitwę. Bitwę o moją duszę. Czułem zmęczenie. Straciłem resztę świadomości. Chyba po prostu zasnąłem. 

Pomocy,znowu to zrobiłam
Byłam tu już wiele razy wcześniej
Dziś znowu się zraniłam
I najgorsze jest to, że nie ma innego winnego

Bądź moim przyjacielem
Trzymaj mnie, okryj mnie ciepło
Rozwiń mnie
Jestem mała
Jestem złakniona
Rozgrzej mnie
I oddychaj mną

Auć, znowu się zagubiłam
Zagubiłam się i nigdzie nie można mnie odnaleźć
Tak, myślę, że mogę się załamać
Zagubiłam się i nie czuję się bezpieczna 

~~~~
Zacznę od początku. Jest to coś w pewnym sensie bardzo osobistego. Poruszone tam zostały sprawy religii. Nie chce nikogo urazić ten tekst jest o mnie. Ciężko było mi to napisać. Pisząc tych kilka zdań nie mogłam powstrzymać łez. Nie wiedziala czy mam to dodać jednak uznałam, ze tego potrzebuje. 
Co do dalszej części rozdziału to nie mi to oceniać licze na Was. Dziękuje za wszystkie komentarze. Wcześniejszym rozdziałem najwidoczniej trochę namieszałam. Mam nadzieje, ze nie rozczaruje Was powyższym. Witam nowych obserwatorów i tym obecnym dziękuje, że jesteście ze mną i komentujecie. Uwielbiam Was ♥
Pozdrawiam serdecznie i cały czas przypominam, ze mozecie zadawać pytania na asku. 


czwartek, 4 kwietnia 2013

17.Po co żyjesz? Skończ z tym!



 Dwie godziny wcześniej.
Ile potrafisz znieść? Jak dużo cierpienia? Ciągłe ciosy w Twoim kierunku. Miliony małych kawałków szkła wbijanych wprost w Twoje serce.
Byłam za słaba. Nierównomierny oddech i łzy spływające po policzkach. Łzy. Było ich za dużo. Każda jeszcze bardziej słona.
Byłam taka żałosna. Każdego dnia coraz bardziej. Coraz bardziej nienawidziłam sama siebie. Bezwartościowa, pozbawiona resztek godności. Co mi pozostało? Teraz byłam nikim. Nie maiłam nic. Czułam się jak dziwka, której nic nie zostało. Pojawiło się jedno pytanie, które nie dawało mi spokoju. Głos w głowie, który powtarzał jedno.
Po co żyjesz? Skończ z tym!
-Dosyć.- krzyknęłam opierając dłonie o umywalkę. Odkręciłam kurek z zimną wodą i wpatrywałam się w przeźroczysty strumień wody.
Skończ to!
-Zamknij się!- Kolejny przepełniony rozpaczą krzyk odbił się od ścian łazienki.
Byłam sama jednak czułam obecność drugiej osoby. Popatrzyłam w swoje odbicie. Rozmazany makijaż, przekrwione oczy. Zobaczyłam kogoś kto nie był już mną. 

Skończ to. Nikomu nie zależy na Tobie.
Opuściłam wzrok znowu wpatrując się w płynącą wodę. Była taka wolna. Nie należała do nikogo. Nie dało jej się złapać. Była potężnym żywiołem. Otworzyłam szafkę, która kryła się za lusterkiem. Wyciągnęłam niewielki flakonik z kolorowymi tabletkami. Wysypałam Zawartość na dłoń.
Jedną więcej!- Głos nadal nie milkł. Pojawiał się nagle i odbijał się echem w mojej głowie.
Wzięłam mała tabletkę w palce.
-Jedna za naiwność.- Połknęłam.
-Jedna z miłość.- Kolejna tabletka.
-Jedna z rodzinę.
-Za zaufanie.
-Za przyjaźń.
Wzięłam tym razem trzy.
-Teraz za Harrego. Za twoje kłamstwa, obietnice i zdrady. Za twój uśmiech. Twoje oczy. Za to, że Cię poznałam.
Wyrzuciłam resztę do kosza. Cicha melodyjka, która przerwała przytłaczającą cisze.
Wyciągnęłam telefon. Wiadomość od Harrego.
H:Chcesz być ze mną czy nie?
H: Kiedykolwiek mnie kochałaś?

E: Nie

Nie potrafiłam dłużej kłamać. Nie byłam nim. Chciała, jedynie żeby poczuł to samo co ja.
Tym razem na ekranie telefonu pojawił się numer Ojca.
Ogarnęłam mnie wściekłość. Ciało znowu odmówiło posłuszeństwa. Rzuciłam dzwoniącym telefonem w ścianę. Urządzenie rozbiło się na miliony kawałków. W domu znowu zapanowała błoga cisza.
Podeszłam kolejny raz do umywalki. Przemyłam twarz zimną wodą. Obraz stawał się lekko rozmazany. Byłam senna.
Skończ to. Znowu ten cholerny głos. Teraz już wszystko przestało mieć znaczenie. Chciałam odpocząć.
Zobacz. Teraz uświadomiłam sobie, że wpatruje się w niewielki przedmiot. Miał ostre zakończenia.
Wzięłam tą małą rzecz w palce.
Uwolnij się. Głos w mojej głowie był taki spokojny. Chciałam się mu poddać. Nie potrafiłam dłużej walczyć.
Zrób to.
Wyciągnęłam drugą rękę. W lewej dalej bawiąc się żyletką.

 Zacisnęłam mocniej pięść co spowodowało, że na bladej ręce pojawiły się fioletowe żyły.
Bądź wolna.
Chciałam to skończyć. Chciałam choć raz zadecydować o własnym życiu.
Przyciągnęłam mocniej żyletkę do nadgarstka. Poczułam lekki ból.
To minie.
Zaufałam kolejny raz.
Czerwona ciecz zaczęła spływać po mojej ręce. Przycisnęłam jeszcze mocniej. 

Moja ręka zaczęła płonąć. Uczucie to dawało tez lekkie uczucie wolności. Ból fizyczny zaczął tuszować ból psychiczny.
Wypuściłam żyletkę i wpatrywałam się w krwawiący nadgarstek.
Moją uwagę przykuł dźwięk kroków. Odwróciłam głowę zakrywając krwawiący nadgarstek. Krople krwi odbijały się i podłogę.
Drzwi lekko się uchyliły a ja nie potrafiłam nic powiedzieć.
Wydusiłam tylko kilka cichych dźwięków.
-Przepraszam. 

 ~~~~
Nadal nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Nie wiem. Napisałam to ponieważ.... i brakuje mi słowa. Tak po prostu musiało być. To nie jest koniec.
Bolało gdy czytaliście? Mnie boli nawet teraz.
Ciekawa jestem co sądzicie o rozdziale.
Dajcie znać w komentarzach +dziękuje za wszystkie poprzednie ♥