poniedziałek, 22 lipca 2013

23. Dwa różne bieguny. Pomocy!

    Czasami wszystko dzieje się za szybko. Nie nadążamy z analizowaniem sytuacji. Działamy pod wpływem impulsu. Jedna iskra, która rozpala ogień. Wszystko dzieje się tak szybko. Jest za późno. Nie potrafimy wydostać się z tego pożaru. Próbujemy uratować resztki siebie. Nie jestem feniksem. Nie powstanę z tych popiołów. Jestem tylko człowiekiem. Pragnę całego świata. Mam chore ambicje i marzenia. Większość z nich nigdy się nie spełni. Jestem słaba. Oszukuje siebie i innych. Kłamię, przeklinam wszystko. Potrzebuje ciszy. Ranię sama siebie i innych. Zatraciłam swoją wiarę ale i tak właśnie tutaj wyznaje wszystkie swoje grzechy. Robię rachunek sumienia przed sama sobą. Chciałabym kolejny raz oszukać siebie. Wmówić sobie, że postępuję słusznie.
Wybiegłam z domu. Nie uciekałam. Byłam cholernie spóźniona. Kolejny raz spojrzałam na zegarek. Dwadzieścia minut spóźniona. Tylko dlaczego tak bardzo mi na tym zależało. Jaki to miało sens. Walczyłam z myślami. Próbowałam wymyślić jakiś sensowy powód dlaczego się spóźniłam. I dlaczego właśnie w tej chwili tak bardzo zależało mi na punktualności. Próbowałam chociaż raz zrobić coś normalnie. Bez załamań nerwowych, kłótni i poczucia winy.
Nie mogłam dłużej biec. Szybszy krok. Czekał dwadzieścia minut. Poczeka kolejne dziesięć. Lenistwo i słaba kondycja kolejny raz wygrywały. Próbowałam zebrać myśli i przeanalizować dzisiejszy poranek.
Dźwięk wiadomości. Jedna od Zayna. Dlaczego ja się zgodziłam? Coś ciągnęło mnie do tego miejsca. Nawet jeśli sama sobie zaprzeczałam to było jak narkotyk. Potrzebuje odwyku.
Jedna dawka. Zayn nie musiał mnie długo namawiać żebym się zgodziła. Musiałam tylko ta przyjść i spędzić z nimi resztę dnia. Jedyny problem jaki teraz nie dawał mi spokoju było pytanie. Kto jest tym pieprzonym magnesem, który tak bardzo mnie tam przyciąga.
Moje życie to mało popularna telenowela.
Oddychaj! Dlaczego muszę tyle myśleć. Analizować każdą sytuacje kilkanaście razy. Układać scenariusze.
Jak miałam ułożyć jakikolwiek plan. Jeszcze jedna wiadomość, która zrujnowała mi starannie ułożony plan dnia. Nie była od Zayna.
Wygrałaś bitwę. Przegrasz wojnę”
Harry
Słowa odbijały się echem w mojej głowie. Zastanawiałam się teraz czy mam jeszcze tam mózg. Jeśli byłby tam to nigdy bym się nie zgodziła tam przyjść.
Kolejny raz w tym tygodniu stałam przed tymi cholernymi drzwiami.
Nie bądź tchórzem! Jeden wdech i wydech. Wchodzę. Otworzyły się drzwi a ja znajdowałam się w centrum zainteresowania.
-Cześć. - wydusiłam z siebie.
-Hej miło Cie widzieć!- Krzyknął Niall powracając do strojenia gitary. 
-Jesteś bardzo punktualna- Powiedział Zayn z drwiącym uśmiechem. Przewróciłam tylko oczami.  
-Ze mną się nie przywitasz?- powiedział chłopak podchodząc do mnie. 
-Cześć Liam.- uścisnęłam go. W pomieszczeniu przebywała jeszcze jedna osoba. 
- Mnie nie uściskasz siostrzyczko? - Powiedział Styles.
-Wolałabym uścisnąć jeża. 
-Czasami mam wrażenie, że się nienawidzicie.- Powiedziała Liam 
-Wydaje Ci się- odpowiedział Harry. Popatrzyłam na Zayna, który wyglądał jakby zaraz miał stamtąd uciec. 
- Zayn nie będzie dzisiaj burzy. - Miałam nadzieje, ze zrozumie.
-Jasne, ze nie będzie. Dzisiaj ma świecić słonce. Dlaczego rozmawiamy o pogodzie?- Dopytywał się Niall. 
Zayn zrozumiał. Pościł mi oczko. Zrobiło się jakoś dziwnie. Może odrobinę niezręcznie. Przytłaczała mnie obecność innych.
-Właśnie!- Krzyknął Liam jakby właśnie o czymś sobie przypomniał. Popatrzyliśmy na niego jak na wariata. Może nie byłam jedyna.
-Harry mówiłeś, ze musisz kupić garnitur i koszule. Skoro ja nie mam czasu. Niall już się umówił to może Emily i Zayn z tobą pójdą. - Spanikowałam. Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. 
Zayn chyba to zauważył.
-Tak się składa, ze my tez jesteśmy umówieni. -Ja byłem pierwszy. Dawno nie widziałem się z Amy. Powiedział Blondyn wstając. 
-Spełnij obowiązek siostry i pomóż bratu wybrać koszulę. - Dobrze, ze nie jadłam śniadania. Z trudem powstrzymywałam odruch wymiotny. Rodzeństwo. To słowo powodowało mdłości.
 -Serio jesteśmy umówienie- ciągnął Zayn. 
-Harry uśmiech.- powiedział Niall. 

-Dobra dobra! Tylko niech on przestanie się szczerzyc jak koń! - Hazza od razu spoważniał. Natomiast Liam i Niall powstrzymywali śmiech. Zayn tylko uważnie mi się przyglądał. 
-Zaczekamy na zewnątrz.- Powiedziałam i wyciągnęłam chłopaka za rękę. 
-Jesteś tego pewna?
-Kupi ta durna koszule i będziemy mieli spokój.
-Miałem inne plany.
-Jakie?
-Zachowam to na specjalna okazje.
-Powiedz mi. 
- Nie.
-No powiedz- nie odpuszczałam. Podeszłam jak najbliżej. Zayn złapał mnie w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. 
Nie wiedziałam czy tego chce. Chciałam żeby było miło. Lekko zamknęłam oczy. Zamiast miękkich ust chłopaka usłyszałam irytujący głos.
-Możemy jechać. 
-Odsunęłam się od chłopaka.
-Poczeka. 
-Chodź.- lekko się uśmiechnęłam i wsiadłam do samochodu. Usiadłam na tylnym siedzeniu. 
Poczułam mocne perfumy Harrego. Były takie ładne.
-Nie wygrasz. - rozległ się głos Harrego. 
-Już wygrałam 
- Nie tym razem
-O co gramy?- popatrzyłam w lusterko. Harry tez w nie patrzył. 
-O uczucia. - Odwróciłam wzrok. 
Do samochodu wsiadł Zayn.
-To gdzie jedziemy stary? 
-Do centrum. 
-Po cholerę Ci w ogóle ta koszula?- Przysłuchiwałam się rozmowie. 
- Zapytaj się mojej matki. - Byli tacy normalni. Dwoje najlepszych przyjaciół. Ja to wszystko psułam.
Wyłączyłam się na etapie, która drużyna jest lepsza i dlaczego przegrali. Nawet nie wiem kto. Nie interesuje się sportem. Nie wnosił nic do mojego życia. Może to był ten błąd. Nie miałam nic co mogłoby mi zajmować czas.
 -Jesteśmy. - wysiadłam z samochodu. Zobaczyłam przed sobą duży budynek. Jeszcze więcej ludzi. 
-Muszę do łazienki.- Powiedział Zayn. 
-To idź. - odezwał się od niechcenia Hazza. Zayn spojrzał na mnie. 
-Idź bo będziemy musieli sprzątać. - posłałam mu lekki uśmiech. 
-Zaraz wracam. - Chłopka pobiegł w stronę toalet a ja z Harrym weszliśmy do sklepu. 
-Czego szukamy? - odezwałam się pierwsza. 
-Koszuli. 
-To już wiem. 
-Jakiej?- Zaczynał mnie denerwować.
-Ładnej. - Przewróciłam oczami. 
-Pamiętasz jak kiedyś kupowałaś sukienkę i gdy zapinałem Ci zamek przytrzasnąłem Ci włosy i zaczęłaś krzyczeć i jakaś babka przyszła i powiedziała, ze to nie miejsce na takie zabawy? - Doskonale pamiętałam. Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Pamiętam wyrwałeś mi garść włosów. 
- Było fajnie. - Było kiedyś. Już nie wróci.
-Może być?- pokazałam chłopakowi białą koszule. Pokiwał tylko głową. Podałam mu wieszak. Harry poszedł do przymierzalni a ja czekałam przed. Stukałam noga w rytm jakiejś głupiej piosenki. 
-Gdzie jest Zayn? - mówiłam sama do siebie.
-Tutaj. -Poczułam jak obejmuje mnie od tyłu.
-Już myślałam, ze się tam utopiłeś. - Zayn odwrócił mnie w swoja stronę.
-Tęskniłabyś. 
-Tak bardzoooo 
-Nie zabrałbym Cię tam gdzie miałem dzisiaj. 
-Gdzie? 
-Niespodzianka. 
-Powiedz mi. 
-Przekonaj mnie. - Zbliżyłam się do chłopaka. Lekko musnęłam ustami jego. 
-Powiedz!- Zayn przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Miękkie usta chłopaka dotykały moich. 

-Nie- wyszeptał gdy na chwile oderwał nasze usta.
-Obrażam się.- Powiedziała i odsunęłam się. Odwróciłam głowę w stronę przymierzalni. Stał tam Harry i jakaś kobieta poprawiająca mu kołnierzyk. Cholera musiał to wszystko widzieć. 
Odwrócił głowę.

 Poczułam się dziwnie. Dlaczego? Nie powinna się tak czuć.
Stał tam w tej pieprzonej białej koszuli. Nie on nie może być tym magnesem. Dwa różne bieguny. Pomocy! 
-Idealna.- Co ja mówię. Dlaczego na głos. Podeszłam bliżej. 
-Mówiłam, ze powinien Pan ja wziąć. - odezwała się ekspedientka, która miała długie nogi. Jakieś 23 lata i maślane oczka do Hazzy. To zazdrość. Niemożliwe! 
-Skoro tak Pani mówi. - Chłopak szeroko się do niej uśmiechnął. 
Nie odezwał się, nie spojrzał. Po prostu kolejny raz wszedł do przymierzalni.
-Da sobie już rade. -Powiedział Zayn łapiąc mnie za rękę. 
-Najwyraźniej. 
Wyszliśmy z centrum.
-Słuchasz mnie?
 -Co? 
-Mówiłem, ze jutro możemy iść do kina. 
-Tak chętnie- uśmiechnęłam się ale nie było to przekonywujące. 
Czasami miałam wrażenie, ze nie potrafię rozmawiać. Nie mogę podtrzymać najprostszej rozmowy. Kontakt z druga osoba jest taki trudny.
-Możemy już jechać?- Powiedział Harry podchodząc do nas. 
- My z Em chyba się przejdziemy.- Chłopak lekko się skrzywił gdy zobaczył nasze splecione dłonie.
-Zapomniałem Ci powiedzieć, że twój ojciec ma jakieś ważne sprawy i chciał żebyś wróciła ze mną. 
-Trudno załatwi to kiedy indziej. 
-Powiedziałem, że cie przywiozę- Nie dawał za wygrana Hazza. 
-W takim razie mógł to załatwiać ze mną. 
-Em może powinnaś jechać jutro się spotkamy. 
-Nie może mnie traktować jak dziecko. 
-Zobaczymy się jutro dobrze a teraz jedz. - Powiedział Zayn i szybko mnie pocałował. 
-Cześć. 
Wpatrywałam się w oddalającego się chłopaka i próbowałam ułożyć plan. 

poniedziałek, 8 lipca 2013

22. Nie usłyszysz więcej sygnału. Numer nie istnieje.

        Potrzebuje kogoś. Osoby. Kogoś kto oddycha tym samym powietrzem co ja. Potrzebuje przyjaciela. Kogoś kto mnie nie zostawi. Kto zawsze będzie przy mnie. Czasami zastanawiam się czy kiedykolwiek kogoś takiego spotkałam. „Kogoś” nie potrzebuje imienia. Potrzebuje człowieka. Osobę z krwi i kości. Każdej najmniejszej cząstki organizmu. Jestem taka żałosna. Osoba, która tak bardzo nienawidzi innych tak szybko się przywiązuje. Świat zniszczył moją psychikę. Zabrał mi mnie. Zabrał mi moja dusze. Potrzebuje czasami samotności. Nawet jeśli bycie aspołecznym oznacza bycie innym. Żaden człowiek nie potrafi być sam. Nawet jeśli tak bardzo bym chciała nie potrafiłabym zamknąć się w pokoju i przebywać tam dłużej niż kilka dni. Nie mogłabym. Potrzebuje osoby, która będzie tym wszystkim co straciłam.
        Ostatnio nie spałam najlepiej. Tej nocy jednak mój umysł domagał się odpoczynku. Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwi. Otworzyłam zaspane oczy. Po co się budzić. Zasnąć na zawsze. Chyba tak naprawdę nigdy tego nie chciałam. Kolejny raz powtarzałam sobie w myślach, ze chce żyć.
Wykonałam poranne czynności po czym weszłam do kuchni. Mama jak zawsze siedziała przy blacie i czytała jakąś gazetę. Wiedziałam, ze gdyby mogła już dawno by stąd uciekła. Na stole stal mały kubeczek a w nim dwie tabletki.
-Cześć. -weszłam do kuchni.
-Dzień dobry- odpowiedziała mama. Była wyraźnie czymś zdenerwowana. Jej ton głosu powodował, ze odechciewało mi się jeść. Ostatnio jadałam coraz mniej. Jedzenie przestało sprawiać mi przyjemność a ograniczało mnie jedynie jako człowieka.
-Kto to był? -Doskonale wiedziałam, że zły humor mamy był spowodowany poranna wizyta nieznajomego. Czekając na odpowiedz wzięłam kubeczek z pigułkami.
-Twój ojciec. - powiedziała lekko się krzywiąc.
-Czego chciał.
-Przyniósł jakieś papiery i chce żebyś zjadła z nimi dzisiaj obiad.- Po tych słowach prawie się zakrztusiłam.
-Nie czuje się najlepiej.
-Powiedziała, ze przyjedzie po Ciebie o 2 - Mama spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
-Nie chce tam jechać.
-Kochanie musisz spędzać trochę czasu z Ojcem.
-Nie mam zamiaru udawać jak wspaniale się tam czuje. -Chyba jeszcze nigdy tak otwarcie nie rozmawiałam z mama.
-Proszę Cię. Twój ojciec uważa, ze nastawiam Cię przeciwko niemu.
-Niech lepiej zajmie się swoja nowa cudowna rodziną- powiedziałam ironicznie.
-Emily proszę Cie. To ciągle Twój ojciec. - Miała racje. To ciągle był mój ojciec.
-O której ma przyjechać?
-O 2:00. Przynajmniej udawaj.
-Jasne. Powiedziałam i wyszłam z kuchni. Kolejny raz weszłam po schodach prosto do mojego pokoju.
Zamknięte pomieszczenie wywoływało u mnie strach. Otworzyłam okno. Tak naprawdę bałam się.
Kogo ja oszukiwałam. Byłam przerażona. Miałam spędzić z Ojcem i Anne kilka godzin.
Najbardziej bałam się tego, ze to z Nim miałam spędzić te kilak godzin. W tej chwili nawet wpatrywanie się w sufit wydawało się ciekawsze niż siedzenie przy jednym stole z Harrym.
Sam dźwięk jego imienia powodował u mnie dreszcze. Bałam się wymawiać to imię. Popatrzałam na zegarek była 12:00. Miałam dokładnie dwie godziny aby zebrać myśli. Odnaleźć w tym całym bałaganie sama siebie. Za dwie godziny miałam usiąść przy jednym stole i udawać, ze wszystko jest porządku.
-Przepraszam Harry podasz mi sól?- Brzmi to tak normalnie. Szczególnie wtedy gdy wymawiam jego imię. Głos mi drży tak samo jak i dłonie. Może nie będę musiało go prosić o sól. Pocieszałam sama siebie. Jego obecność będzie powodowała szysze bicie serca. Jeśli dobrze pójdzie to po jakiejś godzinie zabierze mnie stamtąd pogotowie.
-STOP – powiedziałam do siebie. Nie mogłam dłużej o tym myśleć. Przebrałam się w coś co wyglądałoby dosyć normalnie. Przynajmniej nie była to za dużą koszulka. Zrobiłam lekki makijaż i ostatni raz popatrzyłam w lustro. Wiedziałam, że wyglądam dobrze ale po mimo to lekko się skrzywiłam. To będzie bardzo ciekawy wieczór.
Kolejny raz spojrzałam na zegarek. Niecałe 30 minut dzieliło mnie od początku katastrofy. Po raz kolejny pojawiło się to uczucie. Jakby ktoś trzymał Twoje serce i nie chciał puścić
Próbowałam uspokoić oddech. Kolejny raz byłam pewna, ze zachowuje się jak histeryczka. Pieprzona histeryczka. Leżałam na łóżku wpatrując się w sufit. Widziałam najdrobniejsze niedoskonałości i pęknięcia. Straciłam poczucie czasu. Przestałam myśleć o otaczającym mnie świecie.
-Emily! Twój ojciec przyjechał!- usłyszałam z dołu. Mogłam udawać, ze śpię ale co by mi to dało. Jeden dzień i gadanie ojca. Ucieczka nie była rozwiązaniem nawet jeśli byłam tchórzem to nie chciałam uciekać.
-Już schodzę. - Krzyknęłam i ostatni raz spojrzałam czy czegoś nie zapomniałam. Zeszłam na dół i przywitałam się ze stojącym w drzwiach ojcem.
-Cześć. -Miałam nadzieję, ze tyle wystarczy.
-Miło Cie widzieć. - Wystarczyło.
-Możemy już jechać?
-Tak jeśli jesteś gotowa.
-Jestem- powiedziałam tylko tyle i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i ostatni raz spojrzałam na oddalający się dom.
Miałam nadzieję, że droga mnie nam w ciszy. Tak bardzo się myliłam.
-Jak się czujesz?- kolejne beznadziejne pytanie.
 -Dobrze- co miałam mu powiedzieć. Kolejny raz wpakowałby mnie do jakiegoś psychiatryka
-Ciesze się.- chyba zrozumiał, że nie chce z nim rozmawiać. Dalsza drogę spędziliśmy w ciszy. W głębi duszy dziękowałam, ze mieszkają tylko 10 minut stąd.
Ojciec zaparkował na podjeździe. Wysiadłam z samochodu i próbowałam uspokoić oddech.
-Chodźmy. Anne zrobiła pyszny obiad. - Próbowałam uśmiechnąć się do ojca, który otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka i błagałam żeby tylko nie było tam Harrego.
 -Emily ślicznie wyglądasz.- powiedziała kobieta podchodząc do mnie.
-Dzień dobry. -lekko się uśmiechnęłam.
-Chodź pomożesz mi trochę. Harry powinien zaraz wrócić. - na dźwięk jego imienia odechciało mi się jeść.
Poszłam do kuchni za kobietą.
-Mogłabyś zanieść sałatkę?
-Tak jasne- powiedziałam i wzięłam miskę. Ostawiłam naczynie na stole. Cztery nakrycia. Cztery osoby. Cztery uśmiechy z czego dwa będą tak sztuczne.
 -Wróciłem!- Usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Harrego który ściąga bluzę. Stałam tak niecałą sekundę próbując wymyślić jakiś plan. Chłopak dopiero teraz mnie zauważył. Przestał się uśmiechać. Ja chyba straciłam mowę.
-Hej.- wydusiłam z siebie. - Chłopak chyba oprzytomniał.
-Cześć.- odpowiedział i podszedł do stołu. Miałam wrażenie, ze gdyby nagle zrobiło się ciemno można by było zobaczyć iskry. Napięta atmosferę przerwał mój ojciec.
-Skoro już wszyscy jesteśmy to możemy zjeść obiad. - Mężczyzna, którego powinnam nazywać tatą usiadł. Harry zrobił to samo. A ja jak to ja uciekłam do kuchni pod pretekstem, że może pomogę Anne.
Już po chwili wszystko było gotowe i siedzieliśmy przy jednym stole. Mój ojciec i Anne próbowali podtrzymać rozmowę. Dla mnie jednak ciekawsza była zabawa jedzeniem
-Gdzie byleś dzisiaj Harry?- zapytała z troską kobieta.
-Musiałem załatwić kilka spraw z Zaynem. -Harry na mnie spojrzał. Mi zrobiło się gorąco. Prawie upuściłam widelec.
- Może pojechalibyśmy razem na małe wakacje?- Jestem trochę zajęty. Powiedział Harry.
-Synu daj spokój kilka dni.- ciągnęła Anne. Nie chciałam się wtrącać do rozmowy. Miałam nadzieje, ze mnie ona nie będzie dotyczyć.
-Emily co o tym sadzisz?
-Yy ja ja myślę, że to nie najlepszy pomysł. Może wy pojedziecie na wakacje. Bardziej się wam przydadzą.
-Przemyślimy to jeszcze- powiedział mój ojciec i kontynuował posiłek.
-Emily,- cholera co znowu. - Harry opowiadał, ze spotykasz się z Zaynem. - Prawie się zakrztusiłam. Od dawna wiedziała, ze Pani Styles jest bezpośrednia osoba ale nie to teraz było teraz najważniejsze. Skąd ona to wie?
-Harry wspominał, ze świetnie się dogadujecie. - To wystarczyło żebym spiorunowała Stylesa wzrokiem. Gdybym mogła już dawno rozwaliłabym mu twarz. Ale teraz dzielił nas niewielki stół. Właśnie niewielki a Harry siedział naprzeciwko mnie. Machnęłam noga i w głębi serca modliłam się aby to była właśnie jego noga.
-Aaa- wydał z siebie ciche jękniecie.
-Przepraszam to twoja noga? - odezwałam się przez co chłopak zrobił dziwna minę.
-Nic nie szkodzi- odezwał się Harry co lekko zbiło mnie z tropu. Nie spodziewałam się, że tak szybko odpuści.
-Zayn to bardzo dobry chłopak to miło, że się z nim tak dobrze dogadujesz- kontynuowała Anne.
-Jesteśmy tylko znajomymi.
-Chyba bardzo zżytymi. - Powiedział chłopak. Teraz już widziałam, ze nie odpuści.
-Zamknij się.- powiedziałam chyba za nerwowo.
 -Emily- mój ojciec skarcił mnie wzrokiem.
-Daj spokój. Emily nie bądź taka skromna. Jak długo jesteście ze sobą? Wyglądacie na taka miła parę.- Styles nie zamierzał przestać. - Ja nie byłam gotowa grac w tą jego grę.
 -Dziękuje za obiad ale muszę się chwile przejść. - Powiedziałam i wstałam.
-Wróć za chwile jeszcze deser- powiedziała Anne i szeroko się uśmiechnęła. Ojciec ostatni raz spiorunował mnie wzrokiem. A Styles siedział z tym swoim durnym uśmieszkiem.
 Nie mogłam się na niego patrzeć. Z każda minuta jeszcze bardziej chciałam zrobić mu krzywdę. Musiałam wyjść i oddychając. Wyszłam na zewnątrz. Niedaleko stała duża drewniana huśtawka.
Nie wydawała się teraz ciekawa. Wolałam czuć, ze stoję. Na tej cholernej ziemi. Zamiast latać ja stałam tutaj z ta pieprzona świadomością, że wszystko się sypie.
-Jeden zero dla ciebie. Wygrałeś! Zadowolony- powiedziałam słysząc kroki.
- Byłem jakąś minutę.- odwróciłam się do niego. Opierał się o drzewo.
-Ciesz się pokonałeś mnie. Pierwszy i ostatni raz!
-Daj spokój. Dobrze całuje?
-Kto?
-Zayn.
-Spróbuj może jeszcze mu się spodobasz.
-Jesteście razem?
-Nie twój interes.
-Skąd możesz to wiedzieć może mi się podoba.
-Jesteś chory.
-Polecisz psychiatrę?- Styles zaraz straci zęby. Nie pozwolę mu wygrać drugi raz.
-Zna nawet taki ośrodek specjalnie dla Ciebie. - Lekko go zbiłam z tropu
-Za późno na terapie małżeńską?
-Dla kogo?
-Dla nas.- Ten kretyn nadal stał przy tym cholernym drzewie i się gapił a ja nie wiedziałam co mam mówić. Traciłam powietrze.
-W co ty pogrywasz?
-W to samo co ty.
-Zaczniemy od nowa?- Miałam wrażenie, ze się przesłyszałam.
- Nie.
-Dlaczego?
-Nie chce mieć z tobą nic wspólnego.- powiedziałam i odeszłam. Bałam się dalszego obrotu spraw.
-Kocham Cię- usłyszałam za sobą. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Zatrzymałam się. Miałam wrażenie, ze spadam. Tylko ten koszmar był rzeczywistością.
-Dlaczego wtedy nie zadzwoniłeś? Dlaczego obiecałeś i nie zadzwoniłeś?- Opowiadała mi cisza.
-Nie wiem. Byłem kretynem.- Słyszałam kroki chłopaka i jego przyspieszony oddech. Znowu to zrobił. Nie mogę dać się pokonać. Teraz to była tylko gra. Zasady wyznaczaliśmy my. Tylko dlaczego on łamał moje.
-Nie usłyszysz więcej sygnału. Numer nie istnieje. Powiedz, ze źle się czułam i poszłam do domu. -Odeszłam zostawiając Harrego.
-Jeden jeden – usłyszałam za sobą.


~~~~
  Witam Was Kochani! Dawno do Was nie pisałam. Czasami po napisaniu rozdziału nie mam siły nawet myśleć. To już nie to samo co było wcześniej. Nie ma czego co dawałoby mi taką radość z pisania. Potrzebuje jakiegoś bodźca. Coś co podpali mój ląd. Już teraz Wam podziękuje. Dziękuję Wam, ze jesteście i komentujecie. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Jest mi strasznie głupio, ze tak rzadko dodaje rozdziały ale brakuje mi właśnie czegoś. Jak na razie jest stabilnie. Był stres z wynikami z matury teraz jest stres z przyjęciem na studia. Do tego doszła stara miłość, która jak się okazuje nie rdzewieje. Może nawet jest silniejsza niż wcześniej. Coś co kochasz a sprawia Ci tyle bólu. Czasami doprowadza mnie do łez nawet tych szczęścia. Naprawdę czasami chciałabym zmienić otoczenie. Spotkać innych ludzi. Takich, którzy pozwolą mi być sobą. Bez oceniania. Takich, którzy mnie nie znają. Ostatnio z moja psychika się pogorszyło. Jeszcze kilka takich akcji i wyląduje u psychiatry. Do tego doszła dzisiejsza sytuacja, która spowodowała, że z jednej trony czuje się cholernie wyróżniona. Czujecie ten sarkazm? Nie sądziłam, że ktoś kiedykolwiek zacznie kopiować pomysł z mojego bloga jeszcze w taki sposób, że dodaje mi adres swojego bloga w komentarzach. I co myślałaś dziewczyno, ze jak to zobaczę to nie zauważę? Myliłaś się tak bardzo. Upss nie mi nie jest przykro.
Jeszcze nie teraz. Zbyt wiele pozytywnych rzeczy jest w moim życiu. Wystarcza mi moja głowa i muzyka. Nie potrzebuje pomysłów innych. Nie wiem po co pisze to wszystko ale czasami muszę. Cały czas możecie mnie znaleźć na asku i na twiterku. Zapomniałam dodać,że nie musicie czytać tego co właśnie napisałam. Kocham Was i pozdrawiam!