Nie potrafię zacząć. Nie mogę
zacząć życia od nowa. Zgubiłam się w świecie, który już nie
należy do mnie. Nie wiem jak pomóc nam. Ranisz się już nawet
sam. Nie potrafię słuchać dłużej tych wszystkich pustych słów.
Nie potrafię dłużej mu ufać. Wszystko stało się tak
skomplikowane.
Dotyk który był przyjemnym doznaniem
stał się bolesnym wspomnieniem. Jednak nie potrafiłam się od
tego uwolnić. Jeden uśmiech i znowu zapominałam. Byłam cholerną
masochistką.
Obudziłam się ze strasznym bólem
głowy. Po wczorajszym wieczorze pozostały zamazane wspomnienia.
Pamiętam uśmiech Zayna i jego łagodny głos. Działała na mnie
kojąco.
Był lekiem na wszystkie problemy.
Czymś co dawało mi zapomnieć. Dawało mi siłę by iść dalej.
Była sobota. Jedno spojrzenie na
zegarek, który wskazywał godzinę 11:37
W domu panowała cisza, która
odbijała się echem w mojej obolałej czaszce.
Wzięłam chłodny prysznic. Po
doprowadzeniu się do stanu w którym mogłam funkcjonować zeszłam
na dół.
Jak zwykle znalazłam na stole
niewielką karteczkę od mamy. Ten widok stał się codziennością.
Matka tym razem przestała pisać, ze
wróci późno ponieważ od tygodnia nie wracała do domu.
Przestałam się tym wszystkim
przejmować. Byłam sama. Mój ojciec był zajęty nową rodziną.
Był zajęty Anne i nowym dzieckiem.
Nie interesowało mnie ich życie. Już
dawno przestałam wierzyć w to, że mam rodzinę. Mogłam robić
zakłady o to z iloma facetami przespała się matka w ciągu tego
tygodnia i gdzie teraz jest.
Wszystko było takie popieprzone.
Jeszcze 4 lata temu siadaliśmy razem
przy stole i jedliśmy obiad. Później przychodził Harry...
STOP. Koniec z tym. To przepadło.
Dawno odeszło.
Kolejny raz biłam się z własnymi
myślami.
Zajmując się czymś innym zrobiłam
sobie śniadanie. Kilka kanapek i sok pomarańczowy.
Usiadłam na kanapie odstawiłam
talerz z kanapkami, których i tak nie miałam zamiaru jeść.
Wypiłam tylko kwaśny sok. W
telewizji leciał właśnie jakiś głupi serial. Położyłam się
wygodnie i nim się obejrzałam zasnęłam.
Obudził mnie dzwoniący telefon.
Niechętnie wstałam i spojrzałam na pojawiający się numer.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Słucham? - powiedziałem jeszcze
lekko ziewając.
-Emily możesz przyjechać do
szpitala?- Usłyszałam zdenerwowany głos mojego ojca.
-Co się stało?
-Anne miała wypadek.- Nagle coś
mnie ukuło koło serca. Nie chciałam być częścią tego
wszystkiego jednak nie potrafiłam być obojętna na cierpienie
kogoś bliskiego.
-Co z nią?
-Jest nieprzytomna. Lekko
poobijana. Robią jej badania.
-A co z dzieckiem?- ledwo wydusiłam
z siebie to pytanie.
-Nie wiadomo- Głos mojego Ojca
drżał i był przepełniony niepokojem. - Możesz przyjechać?
Harry tutaj jest. Na to ostatnie poczułam nieprzyjemny dreszcz,
który przeszedł przez całe moje ciało.
-Będę. Podaj adres.- Już po
chwili usłyszałam nazwę ulicy. Rozłączyłam się i wybrałam
kolejny numer.
Kolejny raz tego dnia biłam się z
myślami. Włożyłam fioletową bluzę schowałam kilka banknotów
do kieszeni i telefon. Co jeśli się coś stanie. Co jeśli to coś
poważnego. Pomimo tego wszystkiego bałam się.
Usłyszałam podjeżdżającą
taksówkę. Zamknęłam drzwi i wsiadłam do samochodu.
Nawet nie wiem kiedy ale po kilkunastu
minutach byłam już dużym budynkiem szpitala.
Weszłam do dużego budynku. Od razu
poczułam charakterystyczny zapach. W mojej świadomości panował
teraz całkiem inny obraz. Widziałam cierpienie, strach i radość
w oczach ludzi przebywających w tym miejscu.
Ktoś się rodził, ktoś umierał.
Niby coś tak oczywistego, coś tak błahego. Radość narodzin i
ból, któremu towarzyszyła śmierć. Czasami była wybawieniem od
wszystkiego, ucieczką od problemów.
-Emily jesteś.- Usłyszałam
zatroskany głos ojca.
-Co z Anne?
-Nadal jest na badaniach. Lekarze
mówią, ze nic nie zagraża życiu ani jej ani dziecka. -Poczułam
jakby ktoś z moich ramion ściągną olbrzymi głaz.
-Gdzie jest Harry?- Zapytałam
niepewnie.
-Na balkonie. Nic nie jadł.
Zabierz go do domu.- Ojciec posłałam mi lekko uśmiech i wskazał
drzwi na końcu korytarza. Starałam się odwzajemnić uśmiech
jednak nie wyszło mi to przekonująco.
Idąc w stronę wyznaczonego miejsca.
Czułam jak moje serce zaczyna coraz bardziej bić. Mijałam ludzi,
których twarze ukazywały tak wiele uczuć. Potęgowało to u mnie
jeszcze większe uczucie złości i lęku oraz współczucia. Te
wszystkie emocje toczyły ze sobą wojnę w środku mnie.
Każda chciała objąć nade mną
kontrolę.
Zatrzymałam się przed szklanymi
drzwiami. Zobaczyłam sylwetkę chłopaka, który zaciska mocno ręce
na metalowej barierce.
Poczułam ogromny smutek. Nie widziałam
go jeszcze w takim stanie.
Zapomniałam o wszystkim i wbrew tego
co się stało chciałam dać mu odrobinę wsparcia.
Podeszłam bliżej stając obok niego.
Chłopak nadal patrzył w jakiś punk przed sobą. Położyłam
niepewnie dłoń na jego.
Podziałało to na Harrego jak zimny
prysznic. Odwrócił głowę w moja stronę. Nasze spojrzenia się
spotkały. Zobaczyłam w jego oczach smutek. Coś czego nigdy dotąd
nie dostrzegłam.
-Będzie dobrze. -Tylko tyle
potrafiłam z siebie wydusić ściskając mocniej jego dłoń.
-Wróćmy do domu. Musisz
coś zjeść. Nie możesz się rozchorować- Z moich usta zaczęły
wydobywać się nic nie znaczące słowa. Brzmiało to jak jedne z
tych zdań wypowiadanych w tandetnych serialach. Tylko, ze tym razem
było to takie realne.
-Zostaje.- powiedział
stanowczo chłopak
-Przestań być taki
uparty. Masz ze mną wrócić. Nie zachowuj się jak dziecko.
Zadzwonią do Ciebie.- Moje słowa chyba zaczęły docierać do
chłopaka.
Po dwudziestu minutach
byliśmy już w domu Harrego. Teraz był taki pusty.
Nadal widziałam w jego
oczach smutek. Tym razem pojawiła się też złość.
Weszliśmy do domu. Harry
rzucił na stół kluczyki.
-Co się dzieje?
Dlaczego jesteś taki wściekły?-A jaki mam być? Taki spokojny jak ty?
-Nie zrzucaj tego na mnie!
-Masz rację. Jestem wściekły. Bo ten cholerny kretyn, który spowodował wypadek był pijany. Jemu nic się nie stało!- Chłopak podszedł bliżej
-To nie jest Twoja wina.
-Jest! To mogłem być ja.
-Przestań się obwiniać!- Zmniejszyłam dzieląca nas odległość i złapałam twarz chłopaka w dłonie zmuszając do spojrzenia mi w oczy.
-To nie jest Twoja wina. Rozumiesz?- Chłopak patrzył mi w oczy. Czułam jak moje serce zaczyna bić szybciej. Chłopak przeniósł swoje dłonie na moja talie. Przyciągną mnie gwałtownie do siebie i pocałował.
Pocałunek był szybki i gwałtowny. Pozbawiony uczucia.
Odepchnęłam
chłopaka.
-Przepraszam.- Harry
nie wiedział co ma teraz zrobić. Ja sama nie wiedziałam.
-Idź na górę.
Zaraz przyjdę- Wydusiłam z siebie. Zobaczyłam jak chłopak idzie
w kierunku schodów. Ja oparłam się rekami o blat stołu i lekko
się pochyliłam.
-CO JA ROBIĘ? Krzyczałam
w myślach chcąc doprowadzić się do porządku. Nie mogłam. Nadal
czułam usta Harrego ich smak. To uczucie, które było narkotykiem.
Wdech wydech
powtarzałam w myślach
Straciłam panowanie nad
własnym ciałem. Nie było już żadnych barier. Jeden głos w mojej
głowie, który mówił mi.
Zrób to. On tego
potrzebuje. Dlaczego czasami potrzeby innych przysłaniały mi moje
własne.
W tym wypadku ja i on
potrzebowaliśmy tego tak samo.
Weszłam do pokoju, który
oświetlała tylko niewielka lampka. Dostrzegłam chłopaka stojącego
bez koszulki wpatrującego się w coś za oknem. Widok jego
wysportowanego ciała spowodowało przyjemne dreszcze. Podeszłam
bliżej. Chłopak znowu pogrążony był we własnych myślach.
Czułam przyjemne ciepło
bijące od jego ciała.
Zmniejszyłam dzieląca
nas odległość do minimalnej. Czułam zapach jego perfum. Coś co
doprowadzało mnie do obłędu.
Dotknęłam ustami jego
karku. Harry lekko odchylił głowę co umożliwiło mi kolejne
pocałunki. Tym razem była to szyja.
Zamknęłam oczy i poddałam
się uczuciu pożądania.
Chłopak nie był dłużny.
Odwrócił się do mnie i zatopił się w moje usta. Każdy pocałunek
był coraz bardziej zachłanny. Wylądowaliśmy na łóżku.
Błądziłam rekami po plecach chłopaka.
Przerywając pocałunki dosłownie na sekundę zdjął moją biała
bokserkę.
Bluzka wylądowała
gdzieś w kącie pokoju. Harry schodził coraz niżej. Każdy
pocałunek powodował uderzenie ciepła. Czułam oddech Harrego na
mojej szyi. Odchyliłam głowę dając mu lepszy dostęp. To co robił
chłopak doprowadzało mnie do szaleństwa.
Harry nie patrzył na
mnie. Wszystko to co robił było takie nieznane. Ta noc była inna od tamtej. Nie
było w niej tamtej niewinności i niepewności. Hazza nie pytał o
pozwolenie. Robił to co chciał. Coś czego pragną.. Leżeliśmy nadzy nadal obdarowując się
pocałunkami.
O ściany pokoju odbijał
się dźwięk naszych szybkich oddechów i cichych jęków wywołanych
przez przenikająca nasze ciała przyjemność.
Harry spojrzał w moje
oczy. Nie czekał na pozwolenie. Czekał na coś w rodzaju znaku, że
jestem gotowa. Zamknęłam oczy. Poczułam lekki ból. Chłopak
wszedł we mnie gwałtownie. Zacisnęłam dłonie na jego włosach.
To uczucie doprowadzało mnie do szaleństwa. Co czego nie da się
opisać. Coś co rozdziera Cie od wewnątrz powodując ból i
uczucie, ze pragniesz tego jeszcze bardziej. Ruchy stawały się
jeszcze bardziej rytmiczne i szybsze. Nasze oddech coraz bardziej
płytkie. Chiche jęki, których nie mogłam powstrzymać. Nagle
poczułam coś co wywołało u mnie fale przyjemności. Poczułam jak
materac obok lekko się ugina pod ciężarem Harrego. Nadal starałam
się uspokoić oddech.
Zamknęłam oczy próbując
jeszcze raz sobie to wszystko poukładać. Leżeliśmy w ciszy
słuchając bicia naszych zmęczonych serc.
Sekundy wydawały się
minutami a minuty godzinami. Leżeliśmy koło siebie patrząc sobie
w oczy. Nie wytrzymywałam tej ciszy.
-Powiedz coś-
wyszeptałam. Przejechałam palcem po policzku chłopaka.
Ten nadal patrzył na
mnie tymi oczami. Nie było w nich nic. Żadnego uczucia. Zero
emocji.
-Powiedz coś.-
powiedziałam jeszcze ciszej
-Jesteś jedną z
najlepszych. - powiedział chłopak głosem pozbawionym uczuć. Poczułam jak ktoś wbija nóż w moje serce.Czułam się jak dziwka. Oddarta z własnej godności. Pozbawiona wszystkich uczuć.
Lekko się podniosłam.
Usiadłam na łóżku tyłem do Harrego opierając głowę o kolano.
Tak bardzo się
pomyliłam. Nie miałam siły nawet płakać. Oddałam się komuś
dla kogo przez ten cały czas byłam zabawką. Może w jego oczach
cały czas byłam zwykła szmata.
Słowa zabolały bardziej
niż się spodziewałam.
Byłam przecież jedną z
wielu. Ciekawe jak udała mu się wczorajsza noc. Byłam taka
głupia.
Poczułam rękę chłopaka
na moich plecach
.Emily chodź do mnie. -
Tym razem głos chłopaka był inny. Taki jak tamtej nocy.
NIE! Nie dam się na to
nabrać drugi raz! Potrzebowałam świeżego powietrza. Zaczynałam
się dusić.
-Musze iść. -
Powiedziałam lekko drżącym głosem. Wstałam i zaczęłam zbierać
porozrzucane ubrania.
-Zostań.
Jedynym moim celem stało
się opuszczenie tego cholernego domu. Musiałam jak najszybciej
stamtąd uciec. Wiedziałam, że jeszcze kilka słów chłopaka a
znowu stanę się marionetka w jego rękach. Szybko się ubrałam.
-Zostaw mnie w spokoju i
nigdy więcej mnie nie dotykaj. Nienawidzę Cię. Brzydzę się
Tobą.- Powiedziałam patrząc prosto w zaskoczone oczy Harrego.
Teraz już poczułam łzy,
które zaczęły spływać po moim policzku.
Wybiegłam z domu.
Pozostawiając zaskoczonego chłopaka. Nic już teraz się nie
liczyło. Biegłam przed siebie.
~~~~~
Jak się podoba? Przepraszam przepraszam przepraszam. Przepraszam na kolanach. Kocham Was tak bardzo za wszystkie komentarze i mam nadzieję, ze po tym rozdziałem pojawi ich sie równie dużo.
Wiem zawaliłam. Tym rozdziałem i wszystkim.
Jestem chora i nie potrafie mysleć racjonalnie gdy mam gorączke.
Oczywiście nie mogło sie to zakończyć dobrze, ale juz pewnie mnie znacie.
Pozdrawiam serdecznie. Przepraszam za błędy. Dziękuje za tak liczne nominacje do The Versitale Blogger ale nie będę brała w tym udziału. Po prostu nie mam na to czasu ale bardzo doceniam.
Możecie zadawać pytania na asku. Link pod nagłówkiem. Serio możecie pytać o wszystko.
Może zechcecie wiedzieć. Sceny +18 pisałam do tego KLIK
Inne inspiracje klik
Może zechcecie wiedzieć. Sceny +18 pisałam do tego KLIK
Inne inspiracje klik
Komentujcie proszeee! ♥